Zapewniają, że jak coś to wal jak w dym, że możesz dzwonić o każdej porze dnia i nocy, że pomogą, że będą, kiedy będziesz ich potrzebować. Ale wiesz, że tak naprawdę, to jesteś sam. Sam z chorobą, problemami, depresją, lękiem, strachem przed tym co będzie jutro.
masz przyjaciół, wyjątkowych, takich na zawsze. masz miłość - na zawsze. mówią, że w życiu nic nie ma na zawsze. ale Ty się buntujesz, wiesz swoje. i nagle coś się dzieje. i nagle to, że nic nie jest na zawsze - staje się Twoją nadzieją...
Masz rodzinę. Mówią, że zawsze możesz na nich liczyć. Oczywiście, że są największym wsparciem, jakie możesz sobie wyobrazić. Pewnie, że są zawsze, kiedy ich potrzebujesz. Ale Ty czasem już po prostu nie chcesz ich obciążać swoimi problemami. Dusisz je w sobie. Ale zaraz, przecież zostają jeszcze przyjaciele?
Przyjaciele nie zawsze zrozumieją. Żeby znaleźć kogoś takiego, kto będzie Cię rozumiał to jak szukać igły w stogu siana. Mówią, że chory chorego zrozumie najlepiej. Ale chory nie chce chorego obciążać swoją katastrofą. Bo wtedy ten wrażliwy przyjaciel martwi się o Ciebie, ale też ma masę swoich zdrowotnych problemów i nie chcesz mu dokładać jeszcze swoich. Chory czasem ze względu na problemy ze swoją psychiką, nie jest w stanie zrozumieć Ciebie, bo może Ty chorujesz poważniej od niego i on nie wie co to znaczy siedzieć w szpitalu przez pół roku. Dlatego to nie zawsze jest tak, że najlepszym przyjacielem jest ten, który też jest chory...
O tych ''zdrowych'' przyjaciołach nawet nie będę się rozpisywać. Bo szkoda gadać... Odsuwają się już wtedy jak Tobie postawiono diagnozę, a reszta odwraca się od Ciebie stopniowo. Sorry Klaudia, możemy się znać, ale na przyjaźń nie licz... No wiesz, dla mnie to jakbym dostała z liścia. Albo jakbym co najmniej miała HIV i mogła Cię zarazić. Współczuję Tobie. Współczuję Wam tej cholernej znieczulicy. Ale co zrobić, taki świat, taka sytuacja i takie społeczeństwo. Smutne.
Znajomym raczej nie mówisz o tym, że chorujesz. Nawet nie zawracasz im głowy, jeśli czegoś potrzebujesz. Nie ta liga :)
Tak naprawdę ze wszystkim tym, co złe zostajesz sam. Masz wielkie szczęście, jeśli masz się komuś wyżalić. Gorzej, jeśli ta osoba mimo twojego problemu, nie chce albo nie ma czasu Ci pomóc. Ale co z tego, że wyrzucisz z siebie ten ból, te problemy. I tak sam musisz sobie z tym poradzić.
Zostajesz sam z problemami, z bólem, ze swoim narzekaniem. Ze wszystkim musisz poradzić sobie sam. Wszystko musisz załatwić sam tak, żeby potem było dobrze. O wszystko walczysz sam. O zdrowie, fajne życie, ciekawe przygody. Nic nie dzieje się samo i nic nie dzieje się bez przyczyny.
masz przyjaciół, wyjątkowych, takich na zawsze. masz miłość - na zawsze. mówią, że w życiu nic nie ma na zawsze. ale Ty się buntujesz, wiesz swoje. i nagle coś się dzieje. i nagle to, że nic nie jest na zawsze - staje się Twoją nadzieją...
Masz rodzinę. Mówią, że zawsze możesz na nich liczyć. Oczywiście, że są największym wsparciem, jakie możesz sobie wyobrazić. Pewnie, że są zawsze, kiedy ich potrzebujesz. Ale Ty czasem już po prostu nie chcesz ich obciążać swoimi problemami. Dusisz je w sobie. Ale zaraz, przecież zostają jeszcze przyjaciele?
Przyjaciele nie zawsze zrozumieją. Żeby znaleźć kogoś takiego, kto będzie Cię rozumiał to jak szukać igły w stogu siana. Mówią, że chory chorego zrozumie najlepiej. Ale chory nie chce chorego obciążać swoją katastrofą. Bo wtedy ten wrażliwy przyjaciel martwi się o Ciebie, ale też ma masę swoich zdrowotnych problemów i nie chcesz mu dokładać jeszcze swoich. Chory czasem ze względu na problemy ze swoją psychiką, nie jest w stanie zrozumieć Ciebie, bo może Ty chorujesz poważniej od niego i on nie wie co to znaczy siedzieć w szpitalu przez pół roku. Dlatego to nie zawsze jest tak, że najlepszym przyjacielem jest ten, który też jest chory...
O tych ''zdrowych'' przyjaciołach nawet nie będę się rozpisywać. Bo szkoda gadać... Odsuwają się już wtedy jak Tobie postawiono diagnozę, a reszta odwraca się od Ciebie stopniowo. Sorry Klaudia, możemy się znać, ale na przyjaźń nie licz... No wiesz, dla mnie to jakbym dostała z liścia. Albo jakbym co najmniej miała HIV i mogła Cię zarazić. Współczuję Tobie. Współczuję Wam tej cholernej znieczulicy. Ale co zrobić, taki świat, taka sytuacja i takie społeczeństwo. Smutne.
Znajomym raczej nie mówisz o tym, że chorujesz. Nawet nie zawracasz im głowy, jeśli czegoś potrzebujesz. Nie ta liga :)
Tak naprawdę ze wszystkim tym, co złe zostajesz sam. Masz wielkie szczęście, jeśli masz się komuś wyżalić. Gorzej, jeśli ta osoba mimo twojego problemu, nie chce albo nie ma czasu Ci pomóc. Ale co z tego, że wyrzucisz z siebie ten ból, te problemy. I tak sam musisz sobie z tym poradzić.
Zostajesz sam z problemami, z bólem, ze swoim narzekaniem. Ze wszystkim musisz poradzić sobie sam. Wszystko musisz załatwić sam tak, żeby potem było dobrze. O wszystko walczysz sam. O zdrowie, fajne życie, ciekawe przygody. Nic nie dzieje się samo i nic nie dzieje się bez przyczyny.
Komentarze
Prześlij komentarz