Przejdź do głównej zawartości

Dobrymi radami jest piekło wybrukowane

Trochę już choruję i trochę tych ''dobrych rad'' w życiu już usłyszałam...

Pierwsza, która najbardziej mnie zabolała to słowa mojej wychowawczyni w gimnazjum, która radziła mi, żebym do liceum poszła w swoim mieście, bo przecież choruje, dużo opuszczam i sobie nie poradzę. A ja uparłam się na lepsze liceum, na takie oddalone od domu o dwadzieścia parę kilometrów, do którego musiałam dojeżdżać. Jeszcze wtedy nie miałam tak rozszalałego Crohna, żeby co chwilę potrzebować toalety. Zaczęłam się zastanawiać - a może faktycznie nie dam rady? Dałam! I chciałabym to teraz jej powiedzieć. Jeśli Pani to czyta, to niech Pani wie, jak bardzo mnie wtedy zraniła. 

Pod koniec gimnazjum też usłyszałam, by nie iść do tego liceum, które wybrałam, bo tam matematyki uczy straszna Pani. Podobno ''stara panna, która nie ma dzieci i wyżywa się na biednych uczniach''. Jakoś się nie przestraszyłam, chociaż wyobraźcie sobie moją minę, jak to właśnie ta Pani Profesor przyszła do nas na lekcję. Bałam się. A potem z matematyki miałam same 4 i 5. W gimnazjum natomiast ledwo dostałem 3. Chociaż wcale nie czułam się słaba z matematyki. 

Wiele razy słyszałam ''nie rób tego'' i ''nie dasz rady''. Może chcieli dobrze, ale wiecie jak to jest ;) Ja robiłam swoje. Może nie zawsze dobrze mi to wyszło, ale czuję się wygrana już przez to, że spróbowałam. W kwestii chorowania też słyszałam dobre rady i chęci. Ale ja wierzę w medycynę. W medycynę jako naukę, potwierdzoną badaniami. Nie w zdrowotne właściwości ziół albo wahadełek. 

Mówili, bym poszła na terapię biorezonansem, akupunkturą, wahadełkami i innymi cudami. Mówili, by pić zioła albo olej lniany. Mówili, by nie jeść glutenu. Często też, żeby nie wierzyć lekarzom. Ja szanuję tych wszystkich, którzy są ''zdrowi'' dzięki poradom jednego Pana z telewizji. Ale ja w to nie wierzę. Może jakbym miała niestrawność po ciężkim jedzeniu, napiła się dziurawca i byłoby ok. Może jakbym nie widziała swojego jelita na żywo podczas endoskopii, to uwierzyłabym, że jakiś miód mnie wyleczy. 

Słucham tych dobrych rad, akceptuję, jeśli ktoś z nich korzystał i mu pomogło. Wiem swoje i jestem uparta, chyba tak jak i mój Crohn :) 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

,,Stomia nie niesie żadnych ograniczeń'' - historia Moniki cz.II

Zapraszam do przeczytania kolejnej części bardzo ważnej rozmowy na temat stomii, pierwszą część rozmowy z Moniką i jej historię możecie przeczytać tutaj :)  Jak długo wracałaś do formy po operacji wyłonienia stomii?  Mój powrót do formy był ekspresowy. Z każdym dniem widziałam poprawę, a odczuwając fizyczną poprawę, poprawiało się także moje zdrowie psychiczne i nastawienie do stomii. Do tego stopnia szybko to następowało, że już w trzy tygodnie po operacji pojechałam na casting do jednego z seriali telewizyjnych, a miesiąc później tańczyłam – nie tylko „przytulańce” na weselu mojej przyjaciółki Ewy – też stomiczki ☺ Jak wygląda podróżowanie ze stomią?  Tak samo jak podróżowanie bez stomii. Nigdy nie spotkałam się z problemami przy odprawie na lotnisku, czy gdziekolwiek indziej. Oczywiście zawsze trzeba przy sobie mieć sprzęt na zmianę (nie dotyczy to tylko podróży, ale każdego wyjścia z domu). Zdarzyć się może wszystko, ja miałam kiedyś przygodę z kotem, który przebił mi wore

,,Stomia to szansa na lepsze życie'' - historia Moniki cz.I

Stomia to jest jedno z tych słów, które Pacjentom chorym na NZJ spędza sen z powiek, powoduje ataki paniki i strachu. Stomia czyli celowo wytworzone połączenia światła narządu wewnętrznego (jelita cienkiego lub grubego) ze skórą. Często jest wykonywana w celu ratowania życia, ale także jako zaplanowany zabieg, mający (mimo wszystko) poprawić komfort życia Pacjenta. Ja słowo stomia od lekarzy słyszałam często. Raz udało mi się od niej uciec, bo podczas operacji chirurdzy zrobili mi piękne zespolenie i obudziłam się bez worka na brzuchu. Teraz też uciekam od skalpela, bo wiem, że przed każdą operacją na jelitach będę musiała podpisać zgodę na wyłonienie stomii. Mam dużo wątpliwości i obaw. Jednak wiem, że prędzej czy później będę musiała podjąć tą trudną decyzję.  Monikę poznałam parę lat temu. Miałam okazję podzielić się z nią swoimi doświadczeniami z sondą i żywieniem dojelitowym. Pomoc jak zawsze działa w dwie strony, bo Monika jest jednym z założycieli Stowarzyszenia ''Zap

Gluten, cukier, tłuszcz i laktoza - czyli PĄCZEK :)

Dzisiaj tłusty czwartek. Tradycyjnie wszyscy jedzą pączki. Powiem Wam, że ja jakoś nie rozumiem tego fenomenu, tego przechwalania się ile to się zjadło pączków. Przecież są one dostępne w sklepach na co dzień. A wiadomo, że najzdrowszy jest umiar! Czy Crohn może jeść pączki? Tak! Sama teraz żałuję, że przez dwa lata po diagnozie odmawiałam sobie tej przyjemności, bo bałam się, jak jelita zareagują na taką ilość tłuszczu i cukru. Potem się odważyłam, ale tylko na pieczone w piekarniku i z marmoladą, oczywiście bez pestek, bo tak bezpieczniej. Smak był inny, no nie dało się oszukać :) W kolejnym roku już się odważyłam i normalny pączek, pełen glutenu, cukru, tłuszczu i laktozy mi nie zaszkodził. Nie było tak jak w moich wizjach - SOR i zaostrzenie, wręcz przeciwnie - czułam się bardzo dobrze. Niedawno też miałam taki jadłowstręt, że jedyne co mogłam jeść, na co miałam ochotę, to były pączki. Pewnie powiecie, że sobie szkodzę, że Crohn nie lubi takich składników. Powinnam według niekt