Panna, lat 20 pozna odważnego Kawalera. Szczupła blondynka z dość bogatym wnętrzem. Jestem książkoholiczką, interesuję się medycyną, a dokładniej gastroenterologią i umiem ładnie zagrać na gitarze. Mam duszę artystki, uwielbiam pisać i błądzić myślami :) Posiadam niesamowitą umiejętność jedzenia podczas snu. Potrafię ugotować wodę na herbatę i zamówić dobrą pizzę :) . Od razu przyznaję się, że nie lubię dużo gadać i tańczyć. Jestem samotnikiem, ale fajnie czasem z kimś pomilczeć. Jako dodatkową atrakcję mam chore jelita, więc jeśli nie boisz się krwi, igieł oraz szpitala i wszystkiego, co z nim związane - właśnie Ciebie szukam!
Własnie tak mogłoby brzmieć moje ogłoszenie matrymonialne. Piszę, że ''mogłoby'', bo...
Miłość jest też cierpieniem. Możecie gadać, co chcecie. Ja wiem, że miłe chwile i miłość daje dużo szczęścia, ale żeby tak było trzeba się nieźle napracować i niestety czasem pocierpieć. Sama choroba sprawia nam dużo cierpienia. Wiadomo, że łatwiej jest we dwoje. Przecież tylko samotność jest gorsza od choroby. Ale z tą miłością, kiedy w brzuchu masz towarzysza, nie jest tak łatwo.
Po pierwsze cały czas ma się większe lub mniejsze przekonanie o tym, że jest się gorszym, bo jest się chorym. Bardzo brakuje mi pewności siebie. Nie zagadam, bo gdzie ja chora będę zagadywać do takiego fajnego faceta, przecież on na pewno nie ma w planach spędzenia życia z dziewczyną i jej Crohnem.
Po drugie, kiedy ktoś chce ze mną być musi zaakceptować mnie i moją chorobę. To wcale nie jest takie proste. Szczególnie, kiedy ja sama nie zawsze ją akceptuję.
Po trzecie wstyd. Nie jest łatwo podczas randki powiedzieć: ''przepraszam, muszę do toalety'' po raz piąty. Można dużo sikać, ale bez przesady ;) Sama biegunka jeszcze może jest do przeżycia, ale wzdęcia, gazy, przelewania - no to już jest mało romantyczne.
Po czwarte - zakochanie podczas remisji jest ryzykowne. Wtedy czuje się jak zdrowa, ale haczyk jest taki, że ta druga osoba wtedy nie do końca wie jak wygląda Crohn. Kiedy pojawia się zaostrzenie niestety nieszczęścia chodzą parami i możemy zostać sami. Rozstanie i zaostrzenie to straszne połączenie!
Piąty powód tego, że trudno o miłość jest taki, że moje ciało wygląda trochę inaczej. Może na pierwszy rzut oka tego nie widać. Blizny i gastrostomia są mało ciekawym widokiem. To wcale nie musi przeszkadzać wybrankowi, ale u mnie powoduje spadek pewności siebie.
Po szóste jestem dość trudnym człowiekiem. Trudnym, bo dużo przeszłam. Mam dość specyficzne poczucie humoru i nie lubię gadać. Nie jestem bardzo nieśmiała, ale jednak trochę boję się ludzi. To wszystko, co już się stało zostawiło swój ślad.
Po siódme i chyba najważniejsze - nie chcę nikogo obciążać swoją chorobą. Związek to jednak odpowiedzialność także za drugą osobę. On też będzie cierpiał, kiedy mnie będzie źle. Tak samo nie wiem czy potrafiłabym zdecydować się na dziecko, kiedy wiem, że ono także może być chore. Nie wiem czy dałabym radę psychicznie wytrzymać to, że ktoś przeze mnie cierpi. Martwienie się swoją drogą, ale przeżywanie choroby wspólnie, we dwoje, to dość duże wyzwanie a czasem nawet męka.
Zakochanie to wspaniała rzecz. Motylki w brzuch, świat widziany na różowo i unoszenie się nad ziemią, jakby ktoś dopiął nam skrzydła. Jest fajnie! Szkoda, że potem nie zawsze jest tak różowo...
Pomimo wszystkiego, co napisałam tam wyżej - nie mam serca z lodu i oczywiście lubię wyzwania, dlatego dalej będę czekać na księcia z bajki ;)
Na koniec - jeśli to czytasz i masz przy sobie kogoś, kto akceptuje Ciebie i Twoją chorobę i jest przy Tobie przede wszystkim na złe ale też na dobre - jesteś szczęściarzem/ szczęściarą! Nawet nie wiesz jak Ci zazdroszczę! Walczcie o siebie każdego dnia, warto! Zawsze to raźniej trzymać kogoś za rękę na swoim crohnowym rollercoasterze! :D
Własnie tak mogłoby brzmieć moje ogłoszenie matrymonialne. Piszę, że ''mogłoby'', bo...
Miłość jest też cierpieniem. Możecie gadać, co chcecie. Ja wiem, że miłe chwile i miłość daje dużo szczęścia, ale żeby tak było trzeba się nieźle napracować i niestety czasem pocierpieć. Sama choroba sprawia nam dużo cierpienia. Wiadomo, że łatwiej jest we dwoje. Przecież tylko samotność jest gorsza od choroby. Ale z tą miłością, kiedy w brzuchu masz towarzysza, nie jest tak łatwo.
Po pierwsze cały czas ma się większe lub mniejsze przekonanie o tym, że jest się gorszym, bo jest się chorym. Bardzo brakuje mi pewności siebie. Nie zagadam, bo gdzie ja chora będę zagadywać do takiego fajnego faceta, przecież on na pewno nie ma w planach spędzenia życia z dziewczyną i jej Crohnem.
Po drugie, kiedy ktoś chce ze mną być musi zaakceptować mnie i moją chorobę. To wcale nie jest takie proste. Szczególnie, kiedy ja sama nie zawsze ją akceptuję.
Po trzecie wstyd. Nie jest łatwo podczas randki powiedzieć: ''przepraszam, muszę do toalety'' po raz piąty. Można dużo sikać, ale bez przesady ;) Sama biegunka jeszcze może jest do przeżycia, ale wzdęcia, gazy, przelewania - no to już jest mało romantyczne.
Po czwarte - zakochanie podczas remisji jest ryzykowne. Wtedy czuje się jak zdrowa, ale haczyk jest taki, że ta druga osoba wtedy nie do końca wie jak wygląda Crohn. Kiedy pojawia się zaostrzenie niestety nieszczęścia chodzą parami i możemy zostać sami. Rozstanie i zaostrzenie to straszne połączenie!
Piąty powód tego, że trudno o miłość jest taki, że moje ciało wygląda trochę inaczej. Może na pierwszy rzut oka tego nie widać. Blizny i gastrostomia są mało ciekawym widokiem. To wcale nie musi przeszkadzać wybrankowi, ale u mnie powoduje spadek pewności siebie.
Po szóste jestem dość trudnym człowiekiem. Trudnym, bo dużo przeszłam. Mam dość specyficzne poczucie humoru i nie lubię gadać. Nie jestem bardzo nieśmiała, ale jednak trochę boję się ludzi. To wszystko, co już się stało zostawiło swój ślad.
Po siódme i chyba najważniejsze - nie chcę nikogo obciążać swoją chorobą. Związek to jednak odpowiedzialność także za drugą osobę. On też będzie cierpiał, kiedy mnie będzie źle. Tak samo nie wiem czy potrafiłabym zdecydować się na dziecko, kiedy wiem, że ono także może być chore. Nie wiem czy dałabym radę psychicznie wytrzymać to, że ktoś przeze mnie cierpi. Martwienie się swoją drogą, ale przeżywanie choroby wspólnie, we dwoje, to dość duże wyzwanie a czasem nawet męka.
Zakochanie to wspaniała rzecz. Motylki w brzuch, świat widziany na różowo i unoszenie się nad ziemią, jakby ktoś dopiął nam skrzydła. Jest fajnie! Szkoda, że potem nie zawsze jest tak różowo...
Pomimo wszystkiego, co napisałam tam wyżej - nie mam serca z lodu i oczywiście lubię wyzwania, dlatego dalej będę czekać na księcia z bajki ;)
Na koniec - jeśli to czytasz i masz przy sobie kogoś, kto akceptuje Ciebie i Twoją chorobę i jest przy Tobie przede wszystkim na złe ale też na dobre - jesteś szczęściarzem/ szczęściarą! Nawet nie wiesz jak Ci zazdroszczę! Walczcie o siebie każdego dnia, warto! Zawsze to raźniej trzymać kogoś za rękę na swoim crohnowym rollercoasterze! :D
Komentarze
Prześlij komentarz