Przejdź do głównej zawartości

Pacjent (Ja) wiem lepiej!

To przerażające, ale bardzo wielu Pacjentów zapomina o przyjmowaniu leków, albo po prostu na własne życzenie nie chce ich brać. Nie wiedzą, jak bardzo sobie szkodzą. Pewnie w tym momencie niektórzy z Was pomyślą - szkodzimy sobie bardziej przyjmując tą chemię, którą faszerują nas lekarze. Ja mam swoje zdanie i uważam, że gdyby nie ta ''chemia'', już dawno nie byłoby u mnie tak różowo. A może nawet wcale by mnie nie było... 

Metody alternatywne leczenia nieswoistych chorób zapalnych jelit to temat rzeka. Można o nim długo mówić, można się kłócić, obrażać. Zawsze, gdy tylko pojawia się taki temat, jest on bardzo gorący i znajdują się pod nim setki albo nawet tysiące komentarzy. Każdy uważa coś innego, każdy ma swoją teorię. Szanuję to. Ale chciałabym Wam opowiedzieć, jak ja na to patrzę...

Zostajemy zdiagnozowani. Już w szpitalu dostajemy masę leków. Kroplówki ze sterydami, ze środkami przeciwbólowymi, przeciwkrwotocznymi, potas, magnez, różne inne suplementy, azatiopirynę lub merkatopurynę, mesalazynę albo sulfasalazynę, dostajemy też czopki, wlewki i inne różności. Pamiętam, jak przeraziłam się, kiedy Pielęgniarka przyszła do mnie z wielką tacką leków i to wszystko było dla mnie, nie dla całego oddziału - jak wtedy też myślałam :) Czopki i wlewki musiały aplikować mi pielęgniarki. Trochę to było śmieszne i dla mnie i dla nich, bo widziałam jak kilkuletnie dzieciaki same sobie z tym radziły, a ja 15- letnia dziewczyna nie wiedziałam co i jak. Wiedziałam natomiast, że mój stan jest bardzo poważny i te wszystkie kroplówki, tabletki i rurka w nosie do której szła kolejna kroplówka - były bardzo potrzebne. Widziałam efekty, czułam się lepiej, wyniki się poprawiały, zaczęły wracać mi siły. 

A potem było już tylko gorzej. Tabletki stały się dla mnie jak cukierki. Nie działały nic, a nic. W pewnym momencie nie widziałam sensu, by ich brać. Więc przestałam. Bo przecież i tak jest źle! U mnie akurat nie miało to większego wpływu, bo moje jelito bardzo mało wchłania, więc te tabletki działały tyle, co nic. Jeśli, coś ma u mnie tak naprawdę zadziałać, to niestety musi być podane inną droga nić doustna. 

Natomiast słyszałam bardzo wiele historii, kiedy Pacjenci odstawiali leki, bo czuli się dobrze. Czuli się zdrowo, mieli piękną remisję. Po co wtedy truć się jakimiś lekami? A no właśnie po to, by potem nie wylądować na ostro z perforacją jelita i zapaleniem otrzewnej. Leki chronią nas przed zaostrzeniami cały czas. Nawet, jeśli tego nie widzimy. Nawet jeśli wydaje nam się, że przecież jest dobrze. NZJ to choroby nieuleczalne, choroby przewlekłe i na całe życie. Chociaż nie dają objawów to cały czas są!!! Nie można cudownie wyzdrowieć. 

Nie wyobrażam sobie też stosowania ziółek, biorezonansu, akupunktury czy terapii wahadełkami czy czymkolwiek innym, jeśli w organizmie jest duży stan zapalny, kałuża ropy i krwi w jelitach. Crohn to nie tylko choroba jelit, to choroba całego organizmu. Ile razy chorują nam stawy, oczy, nerki, wątroba, trzustka, układ krwionośny, skóra... Ten stan zapalny, którego źródło jest w jelitach nieodpowiednio leczony albo nieleczony może zakończyć się sepsą a nawet śmiercią. Nie każdy Pacjent niestety zdaje sobie z tego sprawę. To bardzo przykre. Niektórym się udaje i bez leków czują się dobrze, niektórzy też wierzą w magiczną moc słynnego doktora z Internetu, który zbija ogromną kasę na biednych ludziach, biednych - w sensie zaślepionych, niektórzy też bez leków od razu, albo może nie od razu, ale za jakiś czas - lądują na OIOMie. 

Chciałabym, żebyście chociaż pomyśleli o tym, co napisałam. Nie musicie sobie od razu brać tego do serca. Ale chociaż pomyślcie. 

Ile razy wydaje Wam się, że wiecie lepiej od lekarza? :) Pewnie dużo! Bo ja też tak miałam i mam. Ale to jednak nie my, tylko oni kończyli medycynę i mają wiedzę. My znamy swój organizm najlepiej i własnie dlatego najważniejsza jest współpraca z lekarzem prowadzącym, bo wspólnie ustalić, jakie leczenie będzie dla Ciebie najlepsze. Musicie słuchać siebie nawzajem, inaczej Ty sięgniesz po coś alternatywnego, albo w ogóle odstawisz leki, a Lekarz za jakiś czas będzie walczył o Twoje życie, kiedy będzie już naprawdę źle. 



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

,,Stomia nie niesie żadnych ograniczeń'' - historia Moniki cz.II

Zapraszam do przeczytania kolejnej części bardzo ważnej rozmowy na temat stomii, pierwszą część rozmowy z Moniką i jej historię możecie przeczytać tutaj :)  Jak długo wracałaś do formy po operacji wyłonienia stomii?  Mój powrót do formy był ekspresowy. Z każdym dniem widziałam poprawę, a odczuwając fizyczną poprawę, poprawiało się także moje zdrowie psychiczne i nastawienie do stomii. Do tego stopnia szybko to następowało, że już w trzy tygodnie po operacji pojechałam na casting do jednego z seriali telewizyjnych, a miesiąc później tańczyłam – nie tylko „przytulańce” na weselu mojej przyjaciółki Ewy – też stomiczki ☺ Jak wygląda podróżowanie ze stomią?  Tak samo jak podróżowanie bez stomii. Nigdy nie spotkałam się z problemami przy odprawie na lotnisku, czy gdziekolwiek indziej. Oczywiście zawsze trzeba przy sobie mieć sprzęt na zmianę (nie dotyczy to tylko podróży, ale każdego wyjścia z domu). Zdarzyć się może wszystko, ja miałam kiedyś przygodę z kotem, który przebił mi wore

,,Stomia to szansa na lepsze życie'' - historia Moniki cz.I

Stomia to jest jedno z tych słów, które Pacjentom chorym na NZJ spędza sen z powiek, powoduje ataki paniki i strachu. Stomia czyli celowo wytworzone połączenia światła narządu wewnętrznego (jelita cienkiego lub grubego) ze skórą. Często jest wykonywana w celu ratowania życia, ale także jako zaplanowany zabieg, mający (mimo wszystko) poprawić komfort życia Pacjenta. Ja słowo stomia od lekarzy słyszałam często. Raz udało mi się od niej uciec, bo podczas operacji chirurdzy zrobili mi piękne zespolenie i obudziłam się bez worka na brzuchu. Teraz też uciekam od skalpela, bo wiem, że przed każdą operacją na jelitach będę musiała podpisać zgodę na wyłonienie stomii. Mam dużo wątpliwości i obaw. Jednak wiem, że prędzej czy później będę musiała podjąć tą trudną decyzję.  Monikę poznałam parę lat temu. Miałam okazję podzielić się z nią swoimi doświadczeniami z sondą i żywieniem dojelitowym. Pomoc jak zawsze działa w dwie strony, bo Monika jest jednym z założycieli Stowarzyszenia ''Zap

Gluten, cukier, tłuszcz i laktoza - czyli PĄCZEK :)

Dzisiaj tłusty czwartek. Tradycyjnie wszyscy jedzą pączki. Powiem Wam, że ja jakoś nie rozumiem tego fenomenu, tego przechwalania się ile to się zjadło pączków. Przecież są one dostępne w sklepach na co dzień. A wiadomo, że najzdrowszy jest umiar! Czy Crohn może jeść pączki? Tak! Sama teraz żałuję, że przez dwa lata po diagnozie odmawiałam sobie tej przyjemności, bo bałam się, jak jelita zareagują na taką ilość tłuszczu i cukru. Potem się odważyłam, ale tylko na pieczone w piekarniku i z marmoladą, oczywiście bez pestek, bo tak bezpieczniej. Smak był inny, no nie dało się oszukać :) W kolejnym roku już się odważyłam i normalny pączek, pełen glutenu, cukru, tłuszczu i laktozy mi nie zaszkodził. Nie było tak jak w moich wizjach - SOR i zaostrzenie, wręcz przeciwnie - czułam się bardzo dobrze. Niedawno też miałam taki jadłowstręt, że jedyne co mogłam jeść, na co miałam ochotę, to były pączki. Pewnie powiecie, że sobie szkodzę, że Crohn nie lubi takich składników. Powinnam według niekt