Przejdź do głównej zawartości

Psycholog/ psychiatra (nie)potrzebny od zaraz!

Na samym początku, zaraz po diagnozie przychodziły do mnie Panie psycholog. To było w szpitalu dziecięcym. Przychodziły na prośbę mojej Mamy. Byłam okropnie załamana, ale rozmawiać nie chciałam. Pamiętam, że ich pomoc polegała na tym, że raz dziennie zapytały jak się czuję i czy chcę porozmawiać, na co zawsze moja odpowiedź była negatywna. Dostałam parę ankiet do wypełnienia i tyle. Nikt ze mną nie rozmawiał. Nie chciałam. Ale z drugiej strony one były od tego, by mi pomóc, bo zagadać tak, żebym nie bała się tej rozmowy. Potrzebowałam rozmowy o czymkolwiek, byle nie o chorobie. A jeśli już o chorobie, to chciałam spotkać kogoś, kto też jest chory i pokaże mi swoim życiowym doświadczeniem, że to nie jest tak straszna choroba i mimo wszystko czasem udaje się w miarę normalnie żyć.

Te Panie w szpitalu dziecięcym nic mi nie pomogły. Wręcz byłam na nie zła, że w ogóle przychodzą. Każdy pytał mnie jak się czuję - lekarze, pielęgniarki, salowe, rodzice, znajomi. A jak tak bardzo wtedy potrzebowałam innego pytania, innego tematu. Przychodziła psycholog i o co zapytała - oczywiście o to, jak się czuję :) Nie bardzo wiem jaką wypisały mi opinię, ponieważ nie ma w kartach informacyjnych nic innego niż taki wpis ''dziewczynka objęta opieką psychologa''. Według mnie w ogóle nie przykładały się do swojej pracy. Nie próbowały, za łatwo odpuszczały i nie potrafiły za cholerę postawić się w moje sytuacji. Zero odczuwalnego zrozumienia.


Wtedy bardzo się zraziłam. I jak to ja, chciałam naprawić świat i zostać psychologiem. Dlatego potem była klasa w liceum o profilu psychologicznym a potem studia. Niestety coś nie poszło. Z jednej strony dowalił mi Crohn, a z drugiej cieszę się nawet, że tak wyszło, bo coraz częściej przekonuję się o tym, że nie potrafię pocieszać ludzi, mówić im, że będzie dobrze, wciskać kit i nie reagować emocjonalnie. Sama mam czasem okropne problemy z psychiką w tym całym chorowaniu. Jeśli ja sobie nie radzę, to nie bardzo mogłabym pomóc innym.


Po przygodzie z psychologami w szpitalu dziecięcym jakoś nie spieszno było mi, by szukać gdzieś pomocy. Dopiero jak zauważyłam, że średnio sobie radzę, bo na raz zwaliło się na mnie dużo rzeczy - przygotowania do matury, wchodzenie w dorosłość, niezbyt dobre relacje z rodzicami, głupia miłość, choroba i różne powikłania z nią związane. Akurat pojawiła się możliwość skorzystania z porad psychologa online, za pośrednictwem maili. Dla mnie, jako dla bardzo nieśmiałej osoby to była bardzo dobra opcja. O wiele bardziej lubię pisać, niż mówić. Skorzystałam z tej możliwości. Czułam się zaopiekowana, zrozumiana i powoli wszystko z Panią psycholog układaliśmy w mojej głowie. Było mi łatwiej. Dużo myślałam, nauczyłam się sama pracować nad sobą i jakoś coraz lepiej sobie radzić. Ta wymiana maili trwała niedługo. Potem coś się posypało, ale to ile pomocy wtedy otrzymałam nadal mi wystarcza. Nauczyłam się inaczej myśleć o pewnych rzeczach, inaczej je interpretować i coraz bardziej w siebie wierzyć.
Jakoś nie miałam nigdy ochoty, zamiaru, potrzeby by udać się do psychiatry. Mój lekarz rodzinny często wypisywał mi psychotropy. Jednak zawsze recepty lądowały w koszu. Wmawiałam sobie, że sama dam radę się uspokoić, wyciszyć. Ogólnie jestem bardzo spokojną osobą, czasem mocno wybucham, czasem też zwyczajnie sobie nie radzę. Jednak do tej pory nie brałam na uspokojenie nic oprócz ziołowych leków z apteki i to też w bardzo wyjątkowo stresujących i nerwowych sytuacjach. Nie chciałabym też pójść na terapię do psychologa. Nie chciałabym aż tak otwierać się i mówić o tym co czuję zupełnie obcej osobie, które nie czuje tego co ja, bo nie ma chorych jelit.


Najwięcej zrozumienia otrzymuję od chorych na NZJ, których znam. Często Was poznaję, Was-chorych i mam wrażenie, że znamy się od wielu lat, a nie od paru godzin. Takie rozmowy są bardzo motywujące. Pokazują, że nawet po najgorszym zaostrzeniu da się zbudować wszystko od nowa. Takie rozmowy dodają bardzo dużo siły, wsparcia, inspiracji.


Pomaga mi też pisanie. Pisanie tutaj dla Was i pisanie dla siebie - na innym blogu. Pomaga wyrzucenie z siebie emocji. Krzyk, przelanie tego na klawiaturę czy papier, muzyka, spacer, albo wizyta w kościele, kaplicy, w jakimś spokojnym i cichym miejscu.
Nie wykluczone, że kiedyś po prostu przestanę sobie radzić sama. Natomiast na obecną chwilę daję radę bez pomocy psychologicznej. Mam przed nią jakieś opory i dopóki sama prędzej czy później daję radę wychodzić z większych lub mniejszych dołków - chciałabym by tak zostało.





Komentarze

Popularne posty z tego bloga

,,Stomia nie niesie żadnych ograniczeń'' - historia Moniki cz.II

Zapraszam do przeczytania kolejnej części bardzo ważnej rozmowy na temat stomii, pierwszą część rozmowy z Moniką i jej historię możecie przeczytać tutaj :)  Jak długo wracałaś do formy po operacji wyłonienia stomii?  Mój powrót do formy był ekspresowy. Z każdym dniem widziałam poprawę, a odczuwając fizyczną poprawę, poprawiało się także moje zdrowie psychiczne i nastawienie do stomii. Do tego stopnia szybko to następowało, że już w trzy tygodnie po operacji pojechałam na casting do jednego z seriali telewizyjnych, a miesiąc później tańczyłam – nie tylko „przytulańce” na weselu mojej przyjaciółki Ewy – też stomiczki ☺ Jak wygląda podróżowanie ze stomią?  Tak samo jak podróżowanie bez stomii. Nigdy nie spotkałam się z problemami przy odprawie na lotnisku, czy gdziekolwiek indziej. Oczywiście zawsze trzeba przy sobie mieć sprzęt na zmianę (nie dotyczy to tylko podróży, ale każdego wyjścia z domu). Zdarzyć się może wszystko, ja miałam kiedyś przygodę z kotem, który przebił mi wore

,,Stomia to szansa na lepsze życie'' - historia Moniki cz.I

Stomia to jest jedno z tych słów, które Pacjentom chorym na NZJ spędza sen z powiek, powoduje ataki paniki i strachu. Stomia czyli celowo wytworzone połączenia światła narządu wewnętrznego (jelita cienkiego lub grubego) ze skórą. Często jest wykonywana w celu ratowania życia, ale także jako zaplanowany zabieg, mający (mimo wszystko) poprawić komfort życia Pacjenta. Ja słowo stomia od lekarzy słyszałam często. Raz udało mi się od niej uciec, bo podczas operacji chirurdzy zrobili mi piękne zespolenie i obudziłam się bez worka na brzuchu. Teraz też uciekam od skalpela, bo wiem, że przed każdą operacją na jelitach będę musiała podpisać zgodę na wyłonienie stomii. Mam dużo wątpliwości i obaw. Jednak wiem, że prędzej czy później będę musiała podjąć tą trudną decyzję.  Monikę poznałam parę lat temu. Miałam okazję podzielić się z nią swoimi doświadczeniami z sondą i żywieniem dojelitowym. Pomoc jak zawsze działa w dwie strony, bo Monika jest jednym z założycieli Stowarzyszenia ''Zap

Gluten, cukier, tłuszcz i laktoza - czyli PĄCZEK :)

Dzisiaj tłusty czwartek. Tradycyjnie wszyscy jedzą pączki. Powiem Wam, że ja jakoś nie rozumiem tego fenomenu, tego przechwalania się ile to się zjadło pączków. Przecież są one dostępne w sklepach na co dzień. A wiadomo, że najzdrowszy jest umiar! Czy Crohn może jeść pączki? Tak! Sama teraz żałuję, że przez dwa lata po diagnozie odmawiałam sobie tej przyjemności, bo bałam się, jak jelita zareagują na taką ilość tłuszczu i cukru. Potem się odważyłam, ale tylko na pieczone w piekarniku i z marmoladą, oczywiście bez pestek, bo tak bezpieczniej. Smak był inny, no nie dało się oszukać :) W kolejnym roku już się odważyłam i normalny pączek, pełen glutenu, cukru, tłuszczu i laktozy mi nie zaszkodził. Nie było tak jak w moich wizjach - SOR i zaostrzenie, wręcz przeciwnie - czułam się bardzo dobrze. Niedawno też miałam taki jadłowstręt, że jedyne co mogłam jeść, na co miałam ochotę, to były pączki. Pewnie powiecie, że sobie szkodzę, że Crohn nie lubi takich składników. Powinnam według niekt