Przejdź do głównej zawartości

Ale wkoło jest wesoło!

Zawsze w sytuacjach bardzo stresowych związanych z moim zdrowiem, czyli przed ważną wizytą u lekarza, przed przyjęciem do szpitala, na poczekalni, przed pobraniem krwi, w drodze na ważne spotkanie często dostaję ataku śmiechu. Potrafię roześmiać się z byle głupoty.

Wyobraźcie sobie sytuację - wizyta u bardzo ważnego Profesora, dla mnie sprawa stomii lub innej też trudnej decyzji. Na poczekalni bardzo dużo chorych prawie terminalnie ludzi. Wszyscy smutni, przygaszeni, słabi, ledwo siedzą na krzesełkach. A ja nie mogę opanować śmiechu. Już teraz nie pamiętam od czego się zaczęło, ale całe moje czekanie było wypełnione śmiechem. Spojrzenia ludzi - bezcenne. Wyszłam pewnie na wariatkę, ale co zrobię, skoro tak czasem działa na mnie stres.

Kolejna sytuacja - chwilę przed operacją, zaznaczę, że bez ''głupiego jasia'' i żadnych uspokajaczy - atak śmiechu na operacyjnej. Zaczęło się od tego, jak pielęgniarka zakładała mi ''wąsy'' do tlenu i dla rozluźnienia atmosfery powiedziała ''gdyby babcia miała wąsy, to by była dziadkiem''. No i z tego tekstu śmiałam się tak, że gdyby nie to, że za chwilę kazali mi się rozluźnić i zobaczyłam coś, co zaraz wbiją mi w kręgosłup (znieczulenie zewnątrzoponowe) - to pewnie i ten ''głupi jaś'' nie byłby wcale potrzebny.

Miałam wiele sytuacji, gdzie nie powinno mi być do śmiechu. Ale właśnie ten śmiech pozwalał mi jakoś przetrwać te ciężkie sytuacje. Zamiast płakać i obgryzać paznokcie z nerwów, ja potrafiłam śmiać się pół godziny tylko z tego, że mam ogromnego pecha i coś mi się przydarzyło.

Ej, wiesz, że ja przed chorobą się mniej uśmiechałam? Byłam wiecznie wkurzoną i niezadowoloną dziewczynką. Moje zdjęcia z przed choroby są smutne, prawie wcale się nie uśmiechałam. Już w podstawówce mi mówili, że jestem poważna. I pewnie gdyby nie choroba - to dalej tak by było.
Nie zawsze mój uśmiech jest 'doklejony', bo tak chcę ukryć to, że bardzo boli. Zdecydowanie częściej mój uśmiech jest szczery, bo cieszę się chwilą. Cieszę się tym, że w tym momencie, że tu i teraz jest dobrze. I Was też zachęcam! Uśmiechajcie się! Z uśmiechem żyje się lepiej :)

I jeszcze jedna ważna rzecz. Dystans. Dystans do siebie, do swojej choroby. Bez tego nie jest łatwo. Bez tego życie to wieczne pasmo narzekań, płaczu i cierpienia. 
Myślisz, że dlaczego mam różowe włosy i chodzę w dziwnych ciuchach. Chcę mieć w życiu trochę koloru. Skoro tego koloru nie mogę mieć ot tak, to sama sobie go zrobię :) 





Komentarze

Popularne posty z tego bloga

,,Stomia nie niesie żadnych ograniczeń'' - historia Moniki cz.II

Zapraszam do przeczytania kolejnej części bardzo ważnej rozmowy na temat stomii, pierwszą część rozmowy z Moniką i jej historię możecie przeczytać tutaj :)  Jak długo wracałaś do formy po operacji wyłonienia stomii?  Mój powrót do formy był ekspresowy. Z każdym dniem widziałam poprawę, a odczuwając fizyczną poprawę, poprawiało się także moje zdrowie psychiczne i nastawienie do stomii. Do tego stopnia szybko to następowało, że już w trzy tygodnie po operacji pojechałam na casting do jednego z seriali telewizyjnych, a miesiąc później tańczyłam – nie tylko „przytulańce” na weselu mojej przyjaciółki Ewy – też stomiczki ☺ Jak wygląda podróżowanie ze stomią?  Tak samo jak podróżowanie bez stomii. Nigdy nie spotkałam się z problemami przy odprawie na lotnisku, czy gdziekolwiek indziej. Oczywiście zawsze trzeba przy sobie mieć sprzęt na zmianę (nie dotyczy to tylko podróży, ale każdego wyjścia z domu). Zdarzyć się może wszystko, ja miałam kiedyś przygodę z kotem, który przebił mi wore

,,Stomia to szansa na lepsze życie'' - historia Moniki cz.I

Stomia to jest jedno z tych słów, które Pacjentom chorym na NZJ spędza sen z powiek, powoduje ataki paniki i strachu. Stomia czyli celowo wytworzone połączenia światła narządu wewnętrznego (jelita cienkiego lub grubego) ze skórą. Często jest wykonywana w celu ratowania życia, ale także jako zaplanowany zabieg, mający (mimo wszystko) poprawić komfort życia Pacjenta. Ja słowo stomia od lekarzy słyszałam często. Raz udało mi się od niej uciec, bo podczas operacji chirurdzy zrobili mi piękne zespolenie i obudziłam się bez worka na brzuchu. Teraz też uciekam od skalpela, bo wiem, że przed każdą operacją na jelitach będę musiała podpisać zgodę na wyłonienie stomii. Mam dużo wątpliwości i obaw. Jednak wiem, że prędzej czy później będę musiała podjąć tą trudną decyzję.  Monikę poznałam parę lat temu. Miałam okazję podzielić się z nią swoimi doświadczeniami z sondą i żywieniem dojelitowym. Pomoc jak zawsze działa w dwie strony, bo Monika jest jednym z założycieli Stowarzyszenia ''Zap

Gluten, cukier, tłuszcz i laktoza - czyli PĄCZEK :)

Dzisiaj tłusty czwartek. Tradycyjnie wszyscy jedzą pączki. Powiem Wam, że ja jakoś nie rozumiem tego fenomenu, tego przechwalania się ile to się zjadło pączków. Przecież są one dostępne w sklepach na co dzień. A wiadomo, że najzdrowszy jest umiar! Czy Crohn może jeść pączki? Tak! Sama teraz żałuję, że przez dwa lata po diagnozie odmawiałam sobie tej przyjemności, bo bałam się, jak jelita zareagują na taką ilość tłuszczu i cukru. Potem się odważyłam, ale tylko na pieczone w piekarniku i z marmoladą, oczywiście bez pestek, bo tak bezpieczniej. Smak był inny, no nie dało się oszukać :) W kolejnym roku już się odważyłam i normalny pączek, pełen glutenu, cukru, tłuszczu i laktozy mi nie zaszkodził. Nie było tak jak w moich wizjach - SOR i zaostrzenie, wręcz przeciwnie - czułam się bardzo dobrze. Niedawno też miałam taki jadłowstręt, że jedyne co mogłam jeść, na co miałam ochotę, to były pączki. Pewnie powiecie, że sobie szkodzę, że Crohn nie lubi takich składników. Powinnam według niekt