Przejdź do głównej zawartości

Bo to wszystko wina lekarzy!

Złościmy się, robimy awantury, czasem nawet próbujemy przekupić. Uważamy, że to wina lekarza, że na SOR czekamy już ósmą godzinę, a na przyjęcie na oddział możemy liczyć dopiero po południu. Godzinami czekamy na jakąś informację, próbujemy ''złapać'' lekarza na korytarzu, na chociaż chwilę rozmowy. Bardzo długo siedzimy pod gabinetem w POZ, a przecież chcemy tylko receptę. Narzekamy, że poprzedni Pacjent był w gabinecie pół godziny, a przecież lekarz powinien przyjmować co 10 minut.

Bo lekarz był nieprzyjemny. Bo lekarz wszystkiego dokładnie nie wytłumaczył. Bo nie przyjmie nas jutro, tylko dopiero za pół roku. Bo źle wypisał receptę. Bo nie przybił pieczątki na skierowaniu. Bo akurat teraz wyjechał. Bo po prostu nie ma czasu.

Choroba, a zwłaszcza choroba przewlekła sprawia, że nie unikniemy tych wszystkich wymienionych wyżej sytuacji. Nie zawsze mamy to szczęście, że trafimy na kogoś wyjątkowego, kto zawsze będzie uprzejmy, będzie miał czas i dobrze się zaopiekuje pacjentem.

Tylko, że tak łatwo jest nam oceniać. Nie zastanawiam się dlaczego tak jest. Wszyscy jesteśmy wkurzeni na lekarzy. Zarzucamy im to, że wiecznie nie mają czasu. Nie pytamy dlaczego. Nie interesuje nas którą godzinę dyżuruje lekarz. Nie obchodzi nas czy ma rodzinę, czy ma czas na doszkalające kursy, ile zarabia. Wrzucamy lekarzy do jednego worka. Jest taki stereotyp, że lekarz zarabia dużo, jeździ dobrym samochodem, ma dom z ogródkiem i uważa się, za boga.

Tylko, czy to właśnie jest wina lekarzy, że tak się dzieje?
Ten cały system, własnie ze strony lekarzy zobaczycie naprawdę, czarno na białym w najnowszej książce Pawła Reszki ''Mali Bogowie. O znieczulicy polskich lekarzy''. Polecam! Polecam, zanim osądzicie tego człowieka, który dyżuruje już drugą dobę, jest jedyny na parę oddziałów, z rodziną widzi się tylko przez chwilę i nie ma czasu na nic, a do tego zarabia czasem mniej, niż kasjerka z Lidla...

Książka przerażająca. Ale to dobrze, że ktoś wreszcie pokazał jak jest naprawdę. Bo do tej pory tylko potrafiliśmy oceniać lekarzy. Teraz to lekarze mówią jak jest naprawdę.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

,,Stomia nie niesie żadnych ograniczeń'' - historia Moniki cz.II

Zapraszam do przeczytania kolejnej części bardzo ważnej rozmowy na temat stomii, pierwszą część rozmowy z Moniką i jej historię możecie przeczytać tutaj :)  Jak długo wracałaś do formy po operacji wyłonienia stomii?  Mój powrót do formy był ekspresowy. Z każdym dniem widziałam poprawę, a odczuwając fizyczną poprawę, poprawiało się także moje zdrowie psychiczne i nastawienie do stomii. Do tego stopnia szybko to następowało, że już w trzy tygodnie po operacji pojechałam na casting do jednego z seriali telewizyjnych, a miesiąc później tańczyłam – nie tylko „przytulańce” na weselu mojej przyjaciółki Ewy – też stomiczki ☺ Jak wygląda podróżowanie ze stomią?  Tak samo jak podróżowanie bez stomii. Nigdy nie spotkałam się z problemami przy odprawie na lotnisku, czy gdziekolwiek indziej. Oczywiście zawsze trzeba przy sobie mieć sprzęt na zmianę (nie dotyczy to tylko podróży, ale każdego wyjścia z domu). Zdarzyć się może wszystko, ja miałam kiedyś przygodę z kotem, który przebił mi wore

,,Stomia to szansa na lepsze życie'' - historia Moniki cz.I

Stomia to jest jedno z tych słów, które Pacjentom chorym na NZJ spędza sen z powiek, powoduje ataki paniki i strachu. Stomia czyli celowo wytworzone połączenia światła narządu wewnętrznego (jelita cienkiego lub grubego) ze skórą. Często jest wykonywana w celu ratowania życia, ale także jako zaplanowany zabieg, mający (mimo wszystko) poprawić komfort życia Pacjenta. Ja słowo stomia od lekarzy słyszałam często. Raz udało mi się od niej uciec, bo podczas operacji chirurdzy zrobili mi piękne zespolenie i obudziłam się bez worka na brzuchu. Teraz też uciekam od skalpela, bo wiem, że przed każdą operacją na jelitach będę musiała podpisać zgodę na wyłonienie stomii. Mam dużo wątpliwości i obaw. Jednak wiem, że prędzej czy później będę musiała podjąć tą trudną decyzję.  Monikę poznałam parę lat temu. Miałam okazję podzielić się z nią swoimi doświadczeniami z sondą i żywieniem dojelitowym. Pomoc jak zawsze działa w dwie strony, bo Monika jest jednym z założycieli Stowarzyszenia ''Zap

Gluten, cukier, tłuszcz i laktoza - czyli PĄCZEK :)

Dzisiaj tłusty czwartek. Tradycyjnie wszyscy jedzą pączki. Powiem Wam, że ja jakoś nie rozumiem tego fenomenu, tego przechwalania się ile to się zjadło pączków. Przecież są one dostępne w sklepach na co dzień. A wiadomo, że najzdrowszy jest umiar! Czy Crohn może jeść pączki? Tak! Sama teraz żałuję, że przez dwa lata po diagnozie odmawiałam sobie tej przyjemności, bo bałam się, jak jelita zareagują na taką ilość tłuszczu i cukru. Potem się odważyłam, ale tylko na pieczone w piekarniku i z marmoladą, oczywiście bez pestek, bo tak bezpieczniej. Smak był inny, no nie dało się oszukać :) W kolejnym roku już się odważyłam i normalny pączek, pełen glutenu, cukru, tłuszczu i laktozy mi nie zaszkodził. Nie było tak jak w moich wizjach - SOR i zaostrzenie, wręcz przeciwnie - czułam się bardzo dobrze. Niedawno też miałam taki jadłowstręt, że jedyne co mogłam jeść, na co miałam ochotę, to były pączki. Pewnie powiecie, że sobie szkodzę, że Crohn nie lubi takich składników. Powinnam według niekt