Przejdź do głównej zawartości

Z rodziną najlepiej na zdjęciu?

Czasem tak! Nie mam na myśli tutaj najbliższych osób - rodziców, rodzeństwa. Mam na myśli dalszą rodzinę, która jest, ale tak jakby jej nie było.

Na początku zaznaczę, że piszę ze swojego punktu widzenia, a Ty nie musisz się ze mną zgadzać. U każdego jest inaczej. Inaczej wygląda to wsparcie. Nie każdy też chce mówić wszystkim o swojej chorobie. 

U mnie szybko poszło. Jak zachorowałam, to wieść rozeszła się jak świeże bułeczki. Mnie tak naprawdę było wszystko jedno, czy ktoś wie, czy nie. Teraz się z tym nie ukrywam. Jedna ciocia myślała, że Crohn to rak, że podadzą mi chemię, wyłysieję, a potem umrę. Wtedy tak naprawdę ruszyła ta machina. Sztucznych pytań i ofert pomocy. Dlaczego sztucznych? Już spieszę z wyjaśnieniem... 

Jak zachorowałam dostałam mnóstwo ofert pomocy. Zarówno ja, jaki i moi Rodzice. Chodziło o pomoc finansową, wsparcie, nawet zwykłą pomoc w domu, ugotowanie obiadu. To, co na początku się działo, to był kosmos. Jedno z Rodziców zawsze było ze mną w szpitalu, przez całą dobę. W domu miałam młodszą siostrę, która potrzebowała opieki. Na leki wydawaliśmy wielkie kwoty. Zaczęłam potrzebować specjalistycznej pompy do żywienia, przez pewien czas sama sobie kupowałam bardzo drogie preparaty do podawania dojelitowego. Przez rok sprowadzałam z Niemiec specjalny preparat odżywczy. Przez pół roku kupowałam lek, który nie był refundowany - miesięczny koszt to pół tysiąca złotych. Przez dwa lata, co dwa tygodnie jeździłam do szpitala. 

W tym czasie odbieraliśmy telefony. Z informacją, by iść do znachora. Nawet chcieli nas wciągnąć do sekty! Z pytaniami :- czemu nie chcecie przeszczepić krwi pępowinowej?, - słyszeliście o soku noni?, - niech Klaudia je pyłek pszczeli!, - będzie miała stomię?, - wiecie już o leczniczej marihuanie? Mogłabym tak wymieniać i wymieniać. Tylko co mi po tych pytaniach, jak nikt nie chciał pociągnąć tematu dalej... No może oprócz tej sekty, ale wtedy zrobiło się niebezpiecznie. 

Szkoda, że ani razu nikt nie zapytał potem, czy czegoś mi potrzeba. Nikt nie przyszedł i nie pomógł, kiedy to było potrzebne. Nikt nie zadzwonił, jak było naprawdę źle. Telefon milczał też, jak trzeba było kupić drogie leki. Cisza w eterze nastąpiła, jak padła propozycja zakupienia na własną rękę okropnie drogiego leku biologicznego. Ani jedna osoba nie wpadła na pomysł, by zorganizować jakąś zbiórkę i pomóc w zakupie specialistycznego sprzętu. Nikt też nie przyszedł i nie powiedział, że tak po prostu będzie dobrze. 

Nie raz miałam ochotę krzyknąć -wsadźcie sobie te dobre rady w tylną część ciała! Ważny jest gest. Szkoda, że tak łatwo jest powiedzieć, zaproponować pomoc, a potem usunąć się w cień. Czemu ta chęć pomocy z czasu zdiagnozowania choroby, gdzieś uleciała? Bo sobie radzę, bo żyję, pracuję, uczę się i nie zamknęłam się w domu? 

Teraz nie potrzebuję pieniędzy ani innej pomocy. Ale wiesz, jak czasem brakuje o tego sztucznego ''będzie dobrze''. Rady o szarlatanch, magicznych pyłkach czy namiary na cudotwórców nie podniosą mnie na duchu. Może i chcieli dobrze. Może za surowo oceniam... Ale nie lubię, kiedy ktoś nie dotrzymuje słowa. Ucieka w cień. Udaje, że nic nie może zrobić. Bo tak jest najwygodniej...



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

,,Stomia to szansa na lepsze życie'' - historia Moniki cz.I

Stomia to jest jedno z tych słów, które Pacjentom chorym na NZJ spędza sen z powiek, powoduje ataki paniki i strachu. Stomia czyli celowo wytworzone połączenia światła narządu wewnętrznego (jelita cienkiego lub grubego) ze skórą. Często jest wykonywana w celu ratowania życia, ale także jako zaplanowany zabieg, mający (mimo wszystko) poprawić komfort życia Pacjenta. Ja słowo stomia od lekarzy słyszałam często. Raz udało mi się od niej uciec, bo podczas operacji chirurdzy zrobili mi piękne zespolenie i obudziłam się bez worka na brzuchu. Teraz też uciekam od skalpela, bo wiem, że przed każdą operacją na jelitach będę musiała podpisać zgodę na wyłonienie stomii. Mam dużo wątpliwości i obaw. Jednak wiem, że prędzej czy później będę musiała podjąć tą trudną decyzję.  Monikę poznałam parę lat temu. Miałam okazję podzielić się z nią swoimi doświadczeniami z sondą i żywieniem dojelitowym. Pomoc jak zawsze działa w dwie strony, bo Monika jest jednym z założycieli Stowarzyszenia ''Zap...

Gluten, cukier, tłuszcz i laktoza - czyli PĄCZEK :)

Dzisiaj tłusty czwartek. Tradycyjnie wszyscy jedzą pączki. Powiem Wam, że ja jakoś nie rozumiem tego fenomenu, tego przechwalania się ile to się zjadło pączków. Przecież są one dostępne w sklepach na co dzień. A wiadomo, że najzdrowszy jest umiar! Czy Crohn może jeść pączki? Tak! Sama teraz żałuję, że przez dwa lata po diagnozie odmawiałam sobie tej przyjemności, bo bałam się, jak jelita zareagują na taką ilość tłuszczu i cukru. Potem się odważyłam, ale tylko na pieczone w piekarniku i z marmoladą, oczywiście bez pestek, bo tak bezpieczniej. Smak był inny, no nie dało się oszukać :) W kolejnym roku już się odważyłam i normalny pączek, pełen glutenu, cukru, tłuszczu i laktozy mi nie zaszkodził. Nie było tak jak w moich wizjach - SOR i zaostrzenie, wręcz przeciwnie - czułam się bardzo dobrze. Niedawno też miałam taki jadłowstręt, że jedyne co mogłam jeść, na co miałam ochotę, to były pączki. Pewnie powiecie, że sobie szkodzę, że Crohn nie lubi takich składników. Powinnam według niekt...

Cześć po przerwie!

 Cześć! Troszkę mnie tutaj nie było. W tym czasie skończyłam studia. Jestem w trakcie psychoterapii, która sprawiła, że jestem coraz lepszą wersją samej siebie.  Z powodu zagrożenia życia wyłoniono mi stomię, a tym samym ktoś na górze podarował mi nowe, lepsze życie! Od pół roku mam remisję. Wreszcie! Po dziesięciu latach chorowania. Nie martwię się tym, czy w pobliżu znajdę toaletę. Żyję pełnią życia! I jestem szczęśliwa!  Od kilku dni ruszyłam z nowym projektem. Będzie można mnie posłuchać, pooglądać i poczytać tutaj: fb insta tiktok Będzie mi miło, jeśli zostaniecie tam ze mną.