Jak każdy z nas, będąc dzieckiem tak bardzo chciałam być już dorosła. Chciałam sama podejmować decyzje, żyć po swojemu. Oczywiście, też jak każdy z nas, nie zdawałam sobie sprawy z tego, że ta cała dorosłość nie jest fajna. Teraz tak okropnie tęsknię.
Tęsknię przede wszystkim do tego, że ktoś mnie zawsze uratuje. Teraz już nie ma tak łatwo. Teraz już nikt nie może zdecydować za mnie o tym, co będzie dla mnie najlepsze. Pewnie, że można mi doradzać, podpowiadać, ale i tak decyzja ma być tylko i wyłącznie moja. To ja będę się zastanawiać, rozdzierać wewnętrznie, kłócić sama ze sobą, nie będę spać w nocy.
Tęsknię za tym, jak do lekarza szłam tylko wtedy, jak trzeba było i jak to Rodzice mnie do niego umówili i szli za mną za rękę. Tęsknię za tym bezpieczeństwem, tym, że ktoś ze mną był w poczekalni, w gabinecie. Potem szliśmy do apteki, a zakupione lekarstwa sprawiały, że za mniej więcej tydzień byłam już znowu w pełni zdrowa. Tęsknię za tymi czasami, kiedy buziak od Mamy był lekarstwem na wszystko. Na stłuczone kolano, przeciętą rękę, na siniaki - kiedy wymyśliłam sobie z koleżanką, że na rowerze będę jeździć z zamkniętymi oczami. Swoją drogą już wtedy miałam pecha, bo ja rozbiłam głowę i siedziałam z zamrożoną golonką przyłożoną do siniaka, a jej nic się nie stało, nawet się nie przewróciła ;) Teraz też fajnie byłoby, gdyby to Mama dzwoniła i umawiała mnie na wszystkie wizyty, a ja gdybym chorowała tylko na takie choroby, które da się wyleczyć. I gdybym miała tylko takie rany, które się goją i nie zostawiają śladu w czymś, co jest najważniejsze. W psychice.
Tęsknię za tym, kiedy nie musiałam się pilnować. Za tą swobodą, kiedy mogłam robić to, co chciałam. Tęsknię za szkołą, za zorganizowanym dniem i zajęciami po szkole. Tęsknię za nauczycielami. Oczywiście nie za wszystkimi :) Ale za tymi, którzy naprawdę dużo wnieśli do mojego życia i myślę, że śmiało mogę mówić o nich jako o autorytetach. Chociaż oczywiście wiem, że nie każdy jest idealny. Tęsknię za wstawaniem rano i tym, że każdy tydzień wyglądał tak samo. Tęsknię też za wakacjami, na które tak długo się czekało i które zawsze były takie fajne.
Uwielbiam wracać wspomnieniami do dzieciństwa. Do domu zawsze pełnego ludzi, pełnego radości, czasem też smutku, kłótni, pełnego po prostu życia. Do koleżanek, z którymi spędzałam każdy dzień w wakacje. Pamiętam jak bawiłyśmy się lalkami, w gotowanie, w różne zabawy typu ''murarz' itp. Lubie wspominać wszystkie imprezy rodzinne, teraz to już zanika - imieniny, urodziny, wspólne święta... Zawsze się coś działo, zawsze ktoś był w domu, w końcu mieszkały w nim aż cztery pokolenia! Miałam szczęśliwe dzieciństwo, czasem nawet się zastanawiam, że może moją dawkę szczęścia przeznaczoną na całe życie - wykorzystałam już dawno.
Fajnie byłoby czasem się rozpłakać i wiedzieć, tak jak w dzieciństwie, że ten płacz mi w czymś pomoże. Teraz nie umiem płakać. Fajnie byłoby czasem roześmiać się bez powodu. Fajnie byłoby czasem chociaż na godzinę przestać się martwić.
Od kiedy zaczęła się choroba, zaczęło się dorastanie. Nic to, że miałam dopiero czternaście lat. Dorastanie przyszło w tempie ekspresowym. Wszystko zaczęło dziać się tak szybko. Wtedy, jeszcze parę dni wcześniej nie wyobrażałam sobie, by zostać w szpitalu sama, a pewna sytuacja zmusiła mnie do tego, że po prostu muszę. Pamiętam tą pierwszą noc w szpitalu, kiedy zostałam sama. Nie było przy mnie Mamy, Taty, Babci. Przepłakałam w poduszkę całą noc. Wiedziałam, że nigdy nie będę już małą dziewczyną. Pora dorosnąć, Klaudia! Chociaż fajnie byłoby, gdyby ktoś cały czas trzymał mnie za rękę.
Później ''czerwone lampki'' pod tytułem ''Pora dorosnąć, Klaudia!'' zapalały się, kiedy sama musiałam o czymś zdecydować. Podpisać decyzję o zabiegu, badaniach, o czymś, co tak naprawdę mogłoby być bardzo poważne w skutkach i pamiętam jak wiele razy się zastanawiałam, czy nie podpisuję wyroku na siebie. Wiele razy musiałam sama ponosić konsekwencje swoich złych decyzji.
Dorosłość nie jest fajna. Jest bolesna. Czasem jest tak, że wyrzuca Cię na głęboką wodę, kiedy Ty nie umiesz pływać. Czasem tak, że zabiera ostatnią deskę ratunku. Nikt nie podaje nam na tacy gotowych rozwiązań, nie decyduje o tym, co będzie dla Ciebie najlepsze.
Mam wrażanie, że brakuje mi w moim życiu pewnego etapu. Jakby ktoś z mojego życia wytargał rozdział pod tytułem ''młodość''. Mam wrażenie, że nigdy nie byłam nastolatką. Miałam całkiem inne życie, niż moi rówieśnicy w wieku 14-18 lat. Ja nie chodziłam na imprezy, nie próbowałam papierosów, narkotyków czy innych używek. Nie miałam chłopaka, co się z tym wiąże - nie przeżywałam szaleńczej pierwszej miłości. Ktoś powie, że jestem jeszcze młoda i wszystko przede mną. Może i tak, ale to już nie będzie takie samo...
Ile razy chciałabym wrócić do dzieciństwa. Schować się w nim, schować się w poczuciu bezpieczeństwa, beztrosce. Uciekam tam czasem, chociaż tylko wspomnieniami i wiem, że i tak muszę wrócić do swoje dorosłości i z ogromną przykrością powiedzieć sobie - Klaudia, nie jesteś już małą dziewczynką!
Tęsknię przede wszystkim do tego, że ktoś mnie zawsze uratuje. Teraz już nie ma tak łatwo. Teraz już nikt nie może zdecydować za mnie o tym, co będzie dla mnie najlepsze. Pewnie, że można mi doradzać, podpowiadać, ale i tak decyzja ma być tylko i wyłącznie moja. To ja będę się zastanawiać, rozdzierać wewnętrznie, kłócić sama ze sobą, nie będę spać w nocy.
Tęsknię za tym, jak do lekarza szłam tylko wtedy, jak trzeba było i jak to Rodzice mnie do niego umówili i szli za mną za rękę. Tęsknię za tym bezpieczeństwem, tym, że ktoś ze mną był w poczekalni, w gabinecie. Potem szliśmy do apteki, a zakupione lekarstwa sprawiały, że za mniej więcej tydzień byłam już znowu w pełni zdrowa. Tęsknię za tymi czasami, kiedy buziak od Mamy był lekarstwem na wszystko. Na stłuczone kolano, przeciętą rękę, na siniaki - kiedy wymyśliłam sobie z koleżanką, że na rowerze będę jeździć z zamkniętymi oczami. Swoją drogą już wtedy miałam pecha, bo ja rozbiłam głowę i siedziałam z zamrożoną golonką przyłożoną do siniaka, a jej nic się nie stało, nawet się nie przewróciła ;) Teraz też fajnie byłoby, gdyby to Mama dzwoniła i umawiała mnie na wszystkie wizyty, a ja gdybym chorowała tylko na takie choroby, które da się wyleczyć. I gdybym miała tylko takie rany, które się goją i nie zostawiają śladu w czymś, co jest najważniejsze. W psychice.
Tęsknię za tym, kiedy nie musiałam się pilnować. Za tą swobodą, kiedy mogłam robić to, co chciałam. Tęsknię za szkołą, za zorganizowanym dniem i zajęciami po szkole. Tęsknię za nauczycielami. Oczywiście nie za wszystkimi :) Ale za tymi, którzy naprawdę dużo wnieśli do mojego życia i myślę, że śmiało mogę mówić o nich jako o autorytetach. Chociaż oczywiście wiem, że nie każdy jest idealny. Tęsknię za wstawaniem rano i tym, że każdy tydzień wyglądał tak samo. Tęsknię też za wakacjami, na które tak długo się czekało i które zawsze były takie fajne.
Uwielbiam wracać wspomnieniami do dzieciństwa. Do domu zawsze pełnego ludzi, pełnego radości, czasem też smutku, kłótni, pełnego po prostu życia. Do koleżanek, z którymi spędzałam każdy dzień w wakacje. Pamiętam jak bawiłyśmy się lalkami, w gotowanie, w różne zabawy typu ''murarz' itp. Lubie wspominać wszystkie imprezy rodzinne, teraz to już zanika - imieniny, urodziny, wspólne święta... Zawsze się coś działo, zawsze ktoś był w domu, w końcu mieszkały w nim aż cztery pokolenia! Miałam szczęśliwe dzieciństwo, czasem nawet się zastanawiam, że może moją dawkę szczęścia przeznaczoną na całe życie - wykorzystałam już dawno.
Fajnie byłoby czasem się rozpłakać i wiedzieć, tak jak w dzieciństwie, że ten płacz mi w czymś pomoże. Teraz nie umiem płakać. Fajnie byłoby czasem roześmiać się bez powodu. Fajnie byłoby czasem chociaż na godzinę przestać się martwić.
Od kiedy zaczęła się choroba, zaczęło się dorastanie. Nic to, że miałam dopiero czternaście lat. Dorastanie przyszło w tempie ekspresowym. Wszystko zaczęło dziać się tak szybko. Wtedy, jeszcze parę dni wcześniej nie wyobrażałam sobie, by zostać w szpitalu sama, a pewna sytuacja zmusiła mnie do tego, że po prostu muszę. Pamiętam tą pierwszą noc w szpitalu, kiedy zostałam sama. Nie było przy mnie Mamy, Taty, Babci. Przepłakałam w poduszkę całą noc. Wiedziałam, że nigdy nie będę już małą dziewczyną. Pora dorosnąć, Klaudia! Chociaż fajnie byłoby, gdyby ktoś cały czas trzymał mnie za rękę.
Później ''czerwone lampki'' pod tytułem ''Pora dorosnąć, Klaudia!'' zapalały się, kiedy sama musiałam o czymś zdecydować. Podpisać decyzję o zabiegu, badaniach, o czymś, co tak naprawdę mogłoby być bardzo poważne w skutkach i pamiętam jak wiele razy się zastanawiałam, czy nie podpisuję wyroku na siebie. Wiele razy musiałam sama ponosić konsekwencje swoich złych decyzji.
Dorosłość nie jest fajna. Jest bolesna. Czasem jest tak, że wyrzuca Cię na głęboką wodę, kiedy Ty nie umiesz pływać. Czasem tak, że zabiera ostatnią deskę ratunku. Nikt nie podaje nam na tacy gotowych rozwiązań, nie decyduje o tym, co będzie dla Ciebie najlepsze.
Mam wrażanie, że brakuje mi w moim życiu pewnego etapu. Jakby ktoś z mojego życia wytargał rozdział pod tytułem ''młodość''. Mam wrażenie, że nigdy nie byłam nastolatką. Miałam całkiem inne życie, niż moi rówieśnicy w wieku 14-18 lat. Ja nie chodziłam na imprezy, nie próbowałam papierosów, narkotyków czy innych używek. Nie miałam chłopaka, co się z tym wiąże - nie przeżywałam szaleńczej pierwszej miłości. Ktoś powie, że jestem jeszcze młoda i wszystko przede mną. Może i tak, ale to już nie będzie takie samo...
Ile razy chciałabym wrócić do dzieciństwa. Schować się w nim, schować się w poczuciu bezpieczeństwa, beztrosce. Uciekam tam czasem, chociaż tylko wspomnieniami i wiem, że i tak muszę wrócić do swoje dorosłości i z ogromną przykrością powiedzieć sobie - Klaudia, nie jesteś już małą dziewczynką!
Komentarze
Prześlij komentarz