Halo?
Policja?
Chciałabym zgłosić przestępstwo.
Crohn próbował mnie zabić!
Crohn czasem złości się na nas za zjedzenie czegoś nieodpowiedniego. Boli, ściska, piecze, gniecie, przelewa, skręca...Robi w brzuchu armagedon. Dlatego nasuwa się pytanie:
Co jeść a czego absolutnie unikać?
To bardzo indywidualna kwestia. Moje jelita lubią co innego niż twoje, mimo, że chorujemy na to samo. Ale jednak każdy ma swój przepis na chorowanie. Mnie mogą szkodzić surowe warzywa, a tobie owoce. Nie będę wspominać o nietolerancjach pokarmowych, laktozie, glutenie, bo nie od tego tutaj jestem. Mogę opowiedzieć o tym jak na początku bałam się zjeść kawałek czekolady, albo jak w szpitalu powiedzieli mi, że już pewnie do końca życia nie zjem barszczu czerwonego. Barszcz czerwony, a raczej buraki mogą zabarwić kał, przez co nie wiem czy to krew czy buraki. Jednak przekonasz się z czasem, że łatwo jest odróżnić krew od buraka ;)
Był taki czas, że piłam po 6-7 preparatów odżywczych na dzień. To były różne smaki, różne firmy i do tego wszystkie możliwe 'skutki uboczne'. Piłam wolno zgodnie z zaleceniem. Próbowałam chyba wszystkich dostępnych w Polsce i zagranicą. Nic nie dało tak dobrego efektu jak żywienie dojelitowe przez założony dostęp do przewodu pokarmowego.
Kiedyś dzień w dzień jadłam jedzenie z parowaru. Kurczak, marchewka, ziemniaki plus zioła. Zioła - przyprawy :p
Takie jedzenie szybko może się znudzić. Dla mnie było za twarde, za długo się przyrządzało i często było mało smaczne. Jedne, co mi smakowało to była pierś z kurczaka z morelą.
Gotowane, bez ostrych przypraw, bez tłuszczu, bez mleka, ''nijakie'' - tak wyglądało moje jedzenie przez około 3-4 lata. Można się znudzić. Mimo, że staraliśmy się wymyślać z Mamą i Babcią coraz to nowe kombinacje i przepisy.
Przyszedł taki czas, że zaczęło mi być wszystko jedno. Czułam się wtedy w miarę dobrze i zaczęłam obserwować, że po schabowym nie muszę jechać na SOR i że surowe jabłko wcale nie powoduje biegunki. Dopiero wtedy jedzenie zaczęło sprawiać mi radość. Po trzech latach ścisłej diety nareszcie zjadłam kawałek ciasta z kremem czy budyń na mleku. Wcale źle się po tym nie czułam.
Od tej pory jem wszystko, co toleruje mój crohn. A lista jest naprawdę długa. Inna sprawa to to, że jestem na żywieniu i czasem jest to żywienie całkowite - wtedy nie jem nic, a czasem częściowe i wtedy jem to, na co mam ochotę, ale w małych ilościach. Jak sobie pomyślę, że przez trzy lata jadłam kurczaka z marchewką, bo tak powiedziała mi dietetyczka, która jak widać z NZJ miała mało wspólnego, to żałuję tych lat męki i bezsmakowego jedzenia.
Im zdrowiej tym lepiej, im bardziej kolorowy talerz tym lepiej! Nie trzeba się bać! :) Należy pamiętać, by dokładnie pogryźć jedzenie. Wtedy jelita mają łatwiej ;)
Czasem okazuje się, że ten nasz strach jest niepotrzebny. A najważniejsze słowo w nzj-towych dietach to UMIAR.
Policja?
Chciałabym zgłosić przestępstwo.
Crohn próbował mnie zabić!
Crohn czasem złości się na nas za zjedzenie czegoś nieodpowiedniego. Boli, ściska, piecze, gniecie, przelewa, skręca...Robi w brzuchu armagedon. Dlatego nasuwa się pytanie:
Co jeść a czego absolutnie unikać?
To bardzo indywidualna kwestia. Moje jelita lubią co innego niż twoje, mimo, że chorujemy na to samo. Ale jednak każdy ma swój przepis na chorowanie. Mnie mogą szkodzić surowe warzywa, a tobie owoce. Nie będę wspominać o nietolerancjach pokarmowych, laktozie, glutenie, bo nie od tego tutaj jestem. Mogę opowiedzieć o tym jak na początku bałam się zjeść kawałek czekolady, albo jak w szpitalu powiedzieli mi, że już pewnie do końca życia nie zjem barszczu czerwonego. Barszcz czerwony, a raczej buraki mogą zabarwić kał, przez co nie wiem czy to krew czy buraki. Jednak przekonasz się z czasem, że łatwo jest odróżnić krew od buraka ;)
Był taki czas, że piłam po 6-7 preparatów odżywczych na dzień. To były różne smaki, różne firmy i do tego wszystkie możliwe 'skutki uboczne'. Piłam wolno zgodnie z zaleceniem. Próbowałam chyba wszystkich dostępnych w Polsce i zagranicą. Nic nie dało tak dobrego efektu jak żywienie dojelitowe przez założony dostęp do przewodu pokarmowego.
Kiedyś dzień w dzień jadłam jedzenie z parowaru. Kurczak, marchewka, ziemniaki plus zioła. Zioła - przyprawy :p
Takie jedzenie szybko może się znudzić. Dla mnie było za twarde, za długo się przyrządzało i często było mało smaczne. Jedne, co mi smakowało to była pierś z kurczaka z morelą.
Gotowane, bez ostrych przypraw, bez tłuszczu, bez mleka, ''nijakie'' - tak wyglądało moje jedzenie przez około 3-4 lata. Można się znudzić. Mimo, że staraliśmy się wymyślać z Mamą i Babcią coraz to nowe kombinacje i przepisy.
Przyszedł taki czas, że zaczęło mi być wszystko jedno. Czułam się wtedy w miarę dobrze i zaczęłam obserwować, że po schabowym nie muszę jechać na SOR i że surowe jabłko wcale nie powoduje biegunki. Dopiero wtedy jedzenie zaczęło sprawiać mi radość. Po trzech latach ścisłej diety nareszcie zjadłam kawałek ciasta z kremem czy budyń na mleku. Wcale źle się po tym nie czułam.
Od tej pory jem wszystko, co toleruje mój crohn. A lista jest naprawdę długa. Inna sprawa to to, że jestem na żywieniu i czasem jest to żywienie całkowite - wtedy nie jem nic, a czasem częściowe i wtedy jem to, na co mam ochotę, ale w małych ilościach. Jak sobie pomyślę, że przez trzy lata jadłam kurczaka z marchewką, bo tak powiedziała mi dietetyczka, która jak widać z NZJ miała mało wspólnego, to żałuję tych lat męki i bezsmakowego jedzenia.
Im zdrowiej tym lepiej, im bardziej kolorowy talerz tym lepiej! Nie trzeba się bać! :) Należy pamiętać, by dokładnie pogryźć jedzenie. Wtedy jelita mają łatwiej ;)
Czasem okazuje się, że ten nasz strach jest niepotrzebny. A najważniejsze słowo w nzj-towych dietach to UMIAR.
Komentarze
Prześlij komentarz