Ten przeskok w dorosłość w polskiej służbie zdrowia, to jakieś nieporozumienie. Przekraczanie magicznej granicy wieku - 18 lat może być dla nas mniej lub bardziej bolesne. Wszystko wywrócić się może do góry nogami. Pielęgniarki nagle stają się mniej przyjemne, lekarze przestają 'owijać w bawełnę', a załatwienie prostego skierowania to jak wyprawa od Annasza do Kajfasza.
Przez 4 lata leczyłam się w szpitalu dla dzieci. I tak z perspektywy czasu mogę śmiało powiedzieć, że to były najlepsze dla mojego Crohna lata. Byłam bardzo zadbana jeśli chodzi o chorobę. Wszystkie zalecane badania zrobione, podane różne kombinacje leków, przyjęcie do szpitala bez problemu zawsze, kiedy było to konieczne. Troskliwość pielęgniarek i całego personelu medycznego. Na oddziale znałam każdy kąt i czułam się jak w drugim domu, bo przez dwa lata leżałam tam co dwa tygodnie. Jeśli coś było nie tak, lekarze najpierw rozmawiali z rodzicami, dopiero potem ze mną. Wszystko, co się ze mną działo przekazywali mi w łatwy do zrozumienia sposób. Podczas badań traktowali bardzo delikatnie. Nie musiałam martwić się o recepty, skierowania, terminy wizyt. Wszystko zawsze miałam zapisane na karcie informacyjnej. A co najważniejsze, nie musiałam się o nic prosić, a lekarze, którzy mnie znali, byli w jednym miejscu i konsultowali się ze sobą w swoim zakresie.
Nie raz się złościłam, że nie wiem wszystkiego, że lekarze do końca trzymają mnie w niepewności. Byłam zła, że to rodzicom najpierw udzielają informacji. Miałam dosyć tych wszystkich badań robionych bardzo często. Nie lubiłam jeździć na oddział. Teraz wiem, że to było dla mojego dobra. A to całe dobro, które mnie tam spotkało, na długi czas pozwoliło na to, by nie wycinać jelita. Czułam się po prostu zaopiekowana, bezpieczna i wiedziałam, że tam zawsze mi pomogą.
Skończyłam magiczne 18 lat i musiałam przenieść się do szpitala dla dorosłych. Na takim oddziale nie spotkałam już dzieci, rówieśników. Młodzieży też często nie widuję. Widoki są straszne. Widzisz bardzo chorych, umierających, cierpiących ludzi. Ciała wywożone do kostnicy. Wiecznie niezadowolone pielęgniarki, salową, która nie wie, co to zachowanie antyseptyki w miejscu, w którym leży osoba zarażająca clostridium. Starsi ludzie proszą się godzinami o przebranie, podanie kaczki. Leżą w brudnym pampersie, pod kroplówką, która już dawno się skończyła. Lekarze nigdy nie mają dla ciebie czasu. Są tylko rano na obchodzie, a potem spotkanie ich graniczy z cudem. Musisz pilnować każdej karteczki. Musisz prosić o KAŻDĄ receptę, skierowanie. Nie zawsze jest dla Ciebie miejsce w szpitalu. Na SOR czekasz wiele godzin, a i tak często zostaniesz odesłany do domu. Może być też taka sytuacja, że na szpital jeszcze jesteś 'za zdrowy', a na pomoc doraźną za bardzo chory. Tutaj nie będę tłumaczyć, bo sama tego nie rozumiem i sama to niedawno przeszłam.
Ktoś powie, że tak nie powinno być. No ale tak jest!
Pewnie, że można sobie wybrać lekarza, szpital. Byłam już w dwóch dorosłych szpitalach, inne znam z opowieści. Wiem, że na dzień dzisiejszy nie ma idealnego miejsca.
Wiem, że trzeba się nieźle nakombinować. Czasem poruszyć nawet niebo i ziemię. Iść do samego diabła. Wracać oknem, jak wyrzucają drzwiami. Nie dawać się zbyć.
Tyle, że mając świeżo skończone 18 lat, przed oczami kolorowy oddział pełen uśmiechniętych lekarzy, wchodzimy nagle do piekła. Do umieralni, do kompletnie 'zlewającego' nas personelu szpitala i musimy sami o siebie zadbać. Potrzeba czasu, by się tego nauczyć.
Przez 4 lata leczyłam się w szpitalu dla dzieci. I tak z perspektywy czasu mogę śmiało powiedzieć, że to były najlepsze dla mojego Crohna lata. Byłam bardzo zadbana jeśli chodzi o chorobę. Wszystkie zalecane badania zrobione, podane różne kombinacje leków, przyjęcie do szpitala bez problemu zawsze, kiedy było to konieczne. Troskliwość pielęgniarek i całego personelu medycznego. Na oddziale znałam każdy kąt i czułam się jak w drugim domu, bo przez dwa lata leżałam tam co dwa tygodnie. Jeśli coś było nie tak, lekarze najpierw rozmawiali z rodzicami, dopiero potem ze mną. Wszystko, co się ze mną działo przekazywali mi w łatwy do zrozumienia sposób. Podczas badań traktowali bardzo delikatnie. Nie musiałam martwić się o recepty, skierowania, terminy wizyt. Wszystko zawsze miałam zapisane na karcie informacyjnej. A co najważniejsze, nie musiałam się o nic prosić, a lekarze, którzy mnie znali, byli w jednym miejscu i konsultowali się ze sobą w swoim zakresie.
Nie raz się złościłam, że nie wiem wszystkiego, że lekarze do końca trzymają mnie w niepewności. Byłam zła, że to rodzicom najpierw udzielają informacji. Miałam dosyć tych wszystkich badań robionych bardzo często. Nie lubiłam jeździć na oddział. Teraz wiem, że to było dla mojego dobra. A to całe dobro, które mnie tam spotkało, na długi czas pozwoliło na to, by nie wycinać jelita. Czułam się po prostu zaopiekowana, bezpieczna i wiedziałam, że tam zawsze mi pomogą.
Skończyłam magiczne 18 lat i musiałam przenieść się do szpitala dla dorosłych. Na takim oddziale nie spotkałam już dzieci, rówieśników. Młodzieży też często nie widuję. Widoki są straszne. Widzisz bardzo chorych, umierających, cierpiących ludzi. Ciała wywożone do kostnicy. Wiecznie niezadowolone pielęgniarki, salową, która nie wie, co to zachowanie antyseptyki w miejscu, w którym leży osoba zarażająca clostridium. Starsi ludzie proszą się godzinami o przebranie, podanie kaczki. Leżą w brudnym pampersie, pod kroplówką, która już dawno się skończyła. Lekarze nigdy nie mają dla ciebie czasu. Są tylko rano na obchodzie, a potem spotkanie ich graniczy z cudem. Musisz pilnować każdej karteczki. Musisz prosić o KAŻDĄ receptę, skierowanie. Nie zawsze jest dla Ciebie miejsce w szpitalu. Na SOR czekasz wiele godzin, a i tak często zostaniesz odesłany do domu. Może być też taka sytuacja, że na szpital jeszcze jesteś 'za zdrowy', a na pomoc doraźną za bardzo chory. Tutaj nie będę tłumaczyć, bo sama tego nie rozumiem i sama to niedawno przeszłam.
Ktoś powie, że tak nie powinno być. No ale tak jest!
Pewnie, że można sobie wybrać lekarza, szpital. Byłam już w dwóch dorosłych szpitalach, inne znam z opowieści. Wiem, że na dzień dzisiejszy nie ma idealnego miejsca.
Wiem, że trzeba się nieźle nakombinować. Czasem poruszyć nawet niebo i ziemię. Iść do samego diabła. Wracać oknem, jak wyrzucają drzwiami. Nie dawać się zbyć.
Tyle, że mając świeżo skończone 18 lat, przed oczami kolorowy oddział pełen uśmiechniętych lekarzy, wchodzimy nagle do piekła. Do umieralni, do kompletnie 'zlewającego' nas personelu szpitala i musimy sami o siebie zadbać. Potrzeba czasu, by się tego nauczyć.
Komentarze
Prześlij komentarz