Czyli o tym, jak przez tydzień w szpitalu przeżyłam piekło...
Wielkanoc 2011.
Dlaczego piszę akurat o tej dacie? Bo wtedy wyszła mi pierwsza w życiu afta na dziąśle. Nie jakaś zwykła, tylko ogromna, typowa dla Crohna. Jadłam szarlotkę i myślałam, że kawałek twardej części gniazda nasiennego jabłka wbił mi się w dziąsło. Cały czas mnie coś kuło, szczypało. Dentysta przepisał jakieś maści, płukanki. Nic to nie dało. Ale było wytłumaczone zapaleniem dziąseł. Tylko takim 'na dwoje babka wróżyła', bo ten Stomatolog, do którego poszłam, tak ogromne zmiany widział pierwszy raz w życiu.
Wiosna - Lato 2011.
Coraz cieplejsze dni. Ja nie mogę prawie nic jeść, bo wszystko przypomina gwoździe, które ranią buzię i przełyk. Pamiętam jak mam wielką ochotę na truskawki, zmuszam się do zjedzenia paru a potem czuję, jak miliony szpilek wbijają mi się w przełyk. Jestem głodna, nie mogę się najeść z powodu bólu w jamie ustnej i luźnych stolców po każdym posiłku. Nakładam sobie zupę, jem tak powoli, jakbym chciała zaraz wylać ją do zlewu, albo jakby mi nie smakowała. Mama krzyczy na mnie, że jeśli jej nie zjem to odwiezie mnie do szpitala, bo się głodzę i odchudzam. Dodam już tutaj, że nigdy w życiu się nie odchudzałam. Jakoś od trzeciej klasy podstawówki byłam małym 'pulpecikiem', ale za bardzo lubiłam jeść, żeby nagle odmówić sobie słodyczy czy fast foodów i przejść na same sałatki. W szkole nauczyciele obserwują mnie na przerwach. Są okropnie zdziwienie, że moje drugie śniadanie to porządna bułka z dość porządną zawartością, owoc i obowiązkowo jakaś słodycz. Zjadłam wszystko. Byłam głodna, i mimo bólu wciskałam to na siłę. Nauczyciele rozmawiali z Mamą, też podejrzewali mnie o zaburzenia odżywiania. Wyglądałam jak śmierć na chorągwi. Blada, chuda, wysoka, wszystkie kości na wierzchu, podkrążone oczy. 41 kg przy 168 cm wzrostu. Jeszcze rok temu o tej porze ważyłam prawie 56 kg !
Czerwiec 2011
Trafiam do przychodni na podstawowe badania krwi. Zbyt niski poziom magnezu i wapnia da się wytłumaczyć skokiem rozwojowym i tym, że w ostatnim czasie urosłam jakieś 10 cm. Wysokie OB tłumaczymy zapaleniem dziąseł o nieznanej przyczynie, ale jakoś nikomu nie chciało się w to zagłębiać. Pamiętam jak lekarka powiedziała, że to przez okres dojrzewania, że na pewno przytyję i wszystko będzie dobrze. Mama jakoś jej nie ufała i zabrała mnie do innego lekarza. Wtedy oficjalnie zaczął się mój koszmar. Koszmar, który trwał tydzień. Koszmar, który śni mi się po nocach.
Już po pierwszym spojrzeniu wiedziałam, że Pani Doktor widzi we mnie anorektyczkę. Dziewczynkę, która nie radzi sobie psychicznie z problemami i ma zaburzenia odżywiania. Problemów nie miałam, stresu też nie. W szkole dobrze mi szło, byłam przewodniczącą klasy, miałam fajne koleżanki, byłam szczęśliwa, bo niedawno urodziła mi się długo wyczekiwana siostra, zbliżały się wakacje...
Faktycznie tak wyglądałam, byłam bardzo wyniszczona a przez to smutna, apatyczna i bardzo drażliwa. Zapytała ile ważę, więc podałam wagę sprzed paru miesięcy, wtedy też ostatnio się ważyłam i waga wskazywała 47 kg, taką też podałam lekarce. Kiedy kazała mi zważyć się na swojej, licznik pokazał 42 kg. Więc mamy drugi puzzel do kolekcji ''anoreksja'' - dziewczyna kłamie, bo myśli że jest grubsza niż wygląda, ma zaburzony obraz siebie. Zadawała mi dziwne pytania. Trochę jej nie rozumiałam, bo miałam problem z luźnymi stolcami po każdym posiłku, osłabieniem i aftami w buzi. Byłam głodna, a mój organizm nie chciał jedzenia. Przez myśl mi nie przeszło, że za chwile powie mojej mamie: ''Proszę Pani, córka ma anoreksję!''. Te słowa do tej pory słyszę w głowie, nawet częściej niż te, że mam Crohna. Z Crohnem sobie radzimy raz gorzej, raz lepiej, może się już do niego przyzwyczaiłam, tym samym przyzwyczaiłam się do tych słów. Ale z tym, że ktoś bez badań tego, w czym był problem, czyli przewodu pokarmowego, oskarżył mnie o chorobę psychiczną chyba się nie pogodzę.
Budzę się rano i Mama mówi, że jedziemy do szpitala. Że mamy być jak najszybciej, bo jest miejsce. Wyobraźcie sobie reakcję dziewczyny, która nigdy wcześniej nie była w szpitalu. Mama przekonała mnie tylko tym, że to będzie jeden dzień. Zrobią mi badania i na noc przyjadę do domu. Nawet się nie spakowałam, Mama po kryjomu wzięła ze sobą moje rzeczy. Na izbie przyjęć starsza lekarka powiedziała do mnie ''Dziecko, te biegunki Cię wykańczają'' - miała wiele racji.
W szpitalu przez cały dzień wykonano mi tylko badania krwi, USG i RTG. Nie chciałam usiąść nawet na swoje łóżko, bo wiedziałam, że wieczorem wyjdę do domu. Już wtedy podczas USG jednak kolejna lekarka zdiagnozowała u mnie raka. Tak, dobrze przeczytałeś. Raka, bez badań histopatologicznych. Potem pocieszyła mnie, że nie ma zmian w płucach. Świat wywrócił mi się do góry nogami. Mam raka? Ja? R A K A? Musiałam zostać w szpitalu. Zgodziłam się, bo przestraszyłam się tego nowotworu. Widziałam już siebie rzygającą do miski po chemii, bez włosów. Widziałam siebie w trumnie. Widziałam swój pogrzeb. Widziałam cierpienie swoje, rodziców. W domu miałam małą siostrę. A przed sobą wielkie plany na przyszłość. Kolejnego dnia dowiedziałam się, że zrobią mi tomografię. I na to badanie czekałam tydzień, odliczałam każdy dzień. Wiedziałam, że badanie coś pokaże, że coś się wreszcie wyjaśni. Jedna lekarka mówi o anoreksji, i o tym, że czeka mnie leczenie psychiatryczne, a druga, że czeka mnie chemioterapia. Zanim sprawdzili czy nie mam jakiejś bakterii, wirusa, celiaki i innych cudów - codziennie sprawdzali czy jem, czy nie chowam jedzenia. Kazali Mamie wchodzić mi do łazienki, niby przypadkiem, ale żeby sprawdzić czy nie wymiotuję, czy nie wyrzucam jedzenia. Stali nade mną jak jadłam obiad. Widzieli, że jem powoli i chyba ich cierpliwość się szybko kończyła, bo nie raz odpuszczali. Ale to kolejny elementy anorektycznej układanki - ''bawi się jedzeniem''.
Dla mnie to był koszmar, bo tak naprawdę wszyscy chcieli ze mnie zrobić wariatkę. W pewnym momencie już sama nie wiedziałam jak jest. Już nawet myślałam ''Ej Klaudia, może ty kiedyś zaczęłaś się odchudzać i nieświadomie wpadłaś w kłopoty?''. Tyle, że za chwilę przypominałam sobie te wielkie ciastka, frytki, burgery, schabowego na obiad... Ale wiesz, jak wszyscy dookoła wmawiają Ci, że masz problem psychiczny to potem już sama nie wiesz czy go masz czy nie. Trochę zapomniałam o tym raku i zaczęłam się okropnie bać, że będę musiała iść na oddział psychiatryczny leczyć chorobę, która mi wmówiono. Mama oczywiście zapewniała, że mnie tam nie zabierze. Jednak wiedziałam, że by to zrobiła, tłumacząc się moim dobrem. Szkoda, że przez tydzień nikt nie zdecydował się zajrzeć do środka, gdzie był problem. Dopiero po skierowaniu do innego szpitala udało się postawić diagnozę.
Crohn to paskudna choroba. Zabiera nam czasem dużo kilogramów. Wyglądamy na wyniszczonych. Ktoś kiedyś mi powiedział, że wyglądam jak z Oświęcimia. Miło...
Raz moja kuzynka wręcz nakrzyczała na mnie na ulicy, publicznie, że się odchudzam. Pytała co sobie wyobrażam i czy wiem jak bardzo sobie szkodzę. Do dzisiaj się nie odzywamy.
Miłe Panie z mojej miejscowości zaczęły plotkować, że mam anoreksję. Potem słyszałam, że mam nowotwór i na pewno umrę. Jak się trochę ogarnęłam, wyszłam ze szpitala odżywiona, z nową fryzurą, w pięknej sukience to wszyscy patrzyli na mnie tak, jakbym zmartwychwstała :)
Potrzeba silnej psychiki, by czasem nie zwariować. Łatwo jest wmówić chudej, młodej dziewczynie, że ma anoreksję. Łatwo jest oceniać po wyglądzie. Czasem trzeba się trochę wysilić i zajrzeć tam, gdzie jest problem...
Wielkanoc 2011.
Dlaczego piszę akurat o tej dacie? Bo wtedy wyszła mi pierwsza w życiu afta na dziąśle. Nie jakaś zwykła, tylko ogromna, typowa dla Crohna. Jadłam szarlotkę i myślałam, że kawałek twardej części gniazda nasiennego jabłka wbił mi się w dziąsło. Cały czas mnie coś kuło, szczypało. Dentysta przepisał jakieś maści, płukanki. Nic to nie dało. Ale było wytłumaczone zapaleniem dziąseł. Tylko takim 'na dwoje babka wróżyła', bo ten Stomatolog, do którego poszłam, tak ogromne zmiany widział pierwszy raz w życiu.
Wiosna - Lato 2011.
Coraz cieplejsze dni. Ja nie mogę prawie nic jeść, bo wszystko przypomina gwoździe, które ranią buzię i przełyk. Pamiętam jak mam wielką ochotę na truskawki, zmuszam się do zjedzenia paru a potem czuję, jak miliony szpilek wbijają mi się w przełyk. Jestem głodna, nie mogę się najeść z powodu bólu w jamie ustnej i luźnych stolców po każdym posiłku. Nakładam sobie zupę, jem tak powoli, jakbym chciała zaraz wylać ją do zlewu, albo jakby mi nie smakowała. Mama krzyczy na mnie, że jeśli jej nie zjem to odwiezie mnie do szpitala, bo się głodzę i odchudzam. Dodam już tutaj, że nigdy w życiu się nie odchudzałam. Jakoś od trzeciej klasy podstawówki byłam małym 'pulpecikiem', ale za bardzo lubiłam jeść, żeby nagle odmówić sobie słodyczy czy fast foodów i przejść na same sałatki. W szkole nauczyciele obserwują mnie na przerwach. Są okropnie zdziwienie, że moje drugie śniadanie to porządna bułka z dość porządną zawartością, owoc i obowiązkowo jakaś słodycz. Zjadłam wszystko. Byłam głodna, i mimo bólu wciskałam to na siłę. Nauczyciele rozmawiali z Mamą, też podejrzewali mnie o zaburzenia odżywiania. Wyglądałam jak śmierć na chorągwi. Blada, chuda, wysoka, wszystkie kości na wierzchu, podkrążone oczy. 41 kg przy 168 cm wzrostu. Jeszcze rok temu o tej porze ważyłam prawie 56 kg !
Czerwiec 2011
Trafiam do przychodni na podstawowe badania krwi. Zbyt niski poziom magnezu i wapnia da się wytłumaczyć skokiem rozwojowym i tym, że w ostatnim czasie urosłam jakieś 10 cm. Wysokie OB tłumaczymy zapaleniem dziąseł o nieznanej przyczynie, ale jakoś nikomu nie chciało się w to zagłębiać. Pamiętam jak lekarka powiedziała, że to przez okres dojrzewania, że na pewno przytyję i wszystko będzie dobrze. Mama jakoś jej nie ufała i zabrała mnie do innego lekarza. Wtedy oficjalnie zaczął się mój koszmar. Koszmar, który trwał tydzień. Koszmar, który śni mi się po nocach.
Już po pierwszym spojrzeniu wiedziałam, że Pani Doktor widzi we mnie anorektyczkę. Dziewczynkę, która nie radzi sobie psychicznie z problemami i ma zaburzenia odżywiania. Problemów nie miałam, stresu też nie. W szkole dobrze mi szło, byłam przewodniczącą klasy, miałam fajne koleżanki, byłam szczęśliwa, bo niedawno urodziła mi się długo wyczekiwana siostra, zbliżały się wakacje...
Faktycznie tak wyglądałam, byłam bardzo wyniszczona a przez to smutna, apatyczna i bardzo drażliwa. Zapytała ile ważę, więc podałam wagę sprzed paru miesięcy, wtedy też ostatnio się ważyłam i waga wskazywała 47 kg, taką też podałam lekarce. Kiedy kazała mi zważyć się na swojej, licznik pokazał 42 kg. Więc mamy drugi puzzel do kolekcji ''anoreksja'' - dziewczyna kłamie, bo myśli że jest grubsza niż wygląda, ma zaburzony obraz siebie. Zadawała mi dziwne pytania. Trochę jej nie rozumiałam, bo miałam problem z luźnymi stolcami po każdym posiłku, osłabieniem i aftami w buzi. Byłam głodna, a mój organizm nie chciał jedzenia. Przez myśl mi nie przeszło, że za chwile powie mojej mamie: ''Proszę Pani, córka ma anoreksję!''. Te słowa do tej pory słyszę w głowie, nawet częściej niż te, że mam Crohna. Z Crohnem sobie radzimy raz gorzej, raz lepiej, może się już do niego przyzwyczaiłam, tym samym przyzwyczaiłam się do tych słów. Ale z tym, że ktoś bez badań tego, w czym był problem, czyli przewodu pokarmowego, oskarżył mnie o chorobę psychiczną chyba się nie pogodzę.
Budzę się rano i Mama mówi, że jedziemy do szpitala. Że mamy być jak najszybciej, bo jest miejsce. Wyobraźcie sobie reakcję dziewczyny, która nigdy wcześniej nie była w szpitalu. Mama przekonała mnie tylko tym, że to będzie jeden dzień. Zrobią mi badania i na noc przyjadę do domu. Nawet się nie spakowałam, Mama po kryjomu wzięła ze sobą moje rzeczy. Na izbie przyjęć starsza lekarka powiedziała do mnie ''Dziecko, te biegunki Cię wykańczają'' - miała wiele racji.
W szpitalu przez cały dzień wykonano mi tylko badania krwi, USG i RTG. Nie chciałam usiąść nawet na swoje łóżko, bo wiedziałam, że wieczorem wyjdę do domu. Już wtedy podczas USG jednak kolejna lekarka zdiagnozowała u mnie raka. Tak, dobrze przeczytałeś. Raka, bez badań histopatologicznych. Potem pocieszyła mnie, że nie ma zmian w płucach. Świat wywrócił mi się do góry nogami. Mam raka? Ja? R A K A? Musiałam zostać w szpitalu. Zgodziłam się, bo przestraszyłam się tego nowotworu. Widziałam już siebie rzygającą do miski po chemii, bez włosów. Widziałam siebie w trumnie. Widziałam swój pogrzeb. Widziałam cierpienie swoje, rodziców. W domu miałam małą siostrę. A przed sobą wielkie plany na przyszłość. Kolejnego dnia dowiedziałam się, że zrobią mi tomografię. I na to badanie czekałam tydzień, odliczałam każdy dzień. Wiedziałam, że badanie coś pokaże, że coś się wreszcie wyjaśni. Jedna lekarka mówi o anoreksji, i o tym, że czeka mnie leczenie psychiatryczne, a druga, że czeka mnie chemioterapia. Zanim sprawdzili czy nie mam jakiejś bakterii, wirusa, celiaki i innych cudów - codziennie sprawdzali czy jem, czy nie chowam jedzenia. Kazali Mamie wchodzić mi do łazienki, niby przypadkiem, ale żeby sprawdzić czy nie wymiotuję, czy nie wyrzucam jedzenia. Stali nade mną jak jadłam obiad. Widzieli, że jem powoli i chyba ich cierpliwość się szybko kończyła, bo nie raz odpuszczali. Ale to kolejny elementy anorektycznej układanki - ''bawi się jedzeniem''.
Dla mnie to był koszmar, bo tak naprawdę wszyscy chcieli ze mnie zrobić wariatkę. W pewnym momencie już sama nie wiedziałam jak jest. Już nawet myślałam ''Ej Klaudia, może ty kiedyś zaczęłaś się odchudzać i nieświadomie wpadłaś w kłopoty?''. Tyle, że za chwilę przypominałam sobie te wielkie ciastka, frytki, burgery, schabowego na obiad... Ale wiesz, jak wszyscy dookoła wmawiają Ci, że masz problem psychiczny to potem już sama nie wiesz czy go masz czy nie. Trochę zapomniałam o tym raku i zaczęłam się okropnie bać, że będę musiała iść na oddział psychiatryczny leczyć chorobę, która mi wmówiono. Mama oczywiście zapewniała, że mnie tam nie zabierze. Jednak wiedziałam, że by to zrobiła, tłumacząc się moim dobrem. Szkoda, że przez tydzień nikt nie zdecydował się zajrzeć do środka, gdzie był problem. Dopiero po skierowaniu do innego szpitala udało się postawić diagnozę.
Crohn to paskudna choroba. Zabiera nam czasem dużo kilogramów. Wyglądamy na wyniszczonych. Ktoś kiedyś mi powiedział, że wyglądam jak z Oświęcimia. Miło...
Raz moja kuzynka wręcz nakrzyczała na mnie na ulicy, publicznie, że się odchudzam. Pytała co sobie wyobrażam i czy wiem jak bardzo sobie szkodzę. Do dzisiaj się nie odzywamy.
Miłe Panie z mojej miejscowości zaczęły plotkować, że mam anoreksję. Potem słyszałam, że mam nowotwór i na pewno umrę. Jak się trochę ogarnęłam, wyszłam ze szpitala odżywiona, z nową fryzurą, w pięknej sukience to wszyscy patrzyli na mnie tak, jakbym zmartwychwstała :)
Potrzeba silnej psychiki, by czasem nie zwariować. Łatwo jest wmówić chudej, młodej dziewczynie, że ma anoreksję. Łatwo jest oceniać po wyglądzie. Czasem trzeba się trochę wysilić i zajrzeć tam, gdzie jest problem...
Mam 16 lat i też choruję na Crohna... Aż łezka mi się w oku zakręciła. Historia bardzo podobna do mojej. Z własnego doświadczenia wiem, że baaaardzo ważne jest w tym wszystkim Twoje nastawienie do wszystkiego, do życia do choroby... Trzymam za Ciebie kciuki, powodzenia! BĄDŹ SILNA ��
OdpowiedzUsuń