Przejdź do głównej zawartości

Moja ''tabletkowa'' historia

Pamiętam, że od zawsze przyjmowanie jakiegokolwiek lekarstwa to był koszmar. Koszmar dla mnie i dla rodziców, którzy podawali mi leki. Nawet słodkie syropki czasem sprawiały mi problem. Nie wspomnę już o gorzkich antybiotykach. 

Przed podaniem leku musiał być przygotowany cały arsenał - duża ilość herbaty do popicia (ile razy zdarzyło się, że wypiłam całą herbatę a leku jeszcze nie), miska - na ewentualne wymioty, lizak/cukierek/guma na zagryzienie słodkiego smaku, chusteczki higieniczne. Rodzice prosili się mnie, bym wypiła syropek nawet przez godzinę. Były też groźby - że będą zastrzyki albo, że zadzwonią na pogotowie. Pogotowia bałam się najbardziej, a nawet nie tyle pogotowia, co szpitala. Po wielu próbach wreszcie udało mi się wypić lekarstwo. Miałam spokój aż do następnej dawki. 

Jak najdłużej prosiłam moją pediatrę, by wypisywała mi leki w płynie. Ale nadszedł taki moment, że niestety byłam już ''za duża'' i musiałabym na jedną dawkę wypić pół butelki syropu. Dlatego dostałam tabletki. I tak potem je rozkruszałam i rozpuszczałam. Potem standardowe ''modlenie się'' na tym, by wypić gorzki proszek. 

Momentem przełomowym był czas, kiedy jakoś potwornie zatrułam się jedzeniem z grilla. Okropny ból brzucha i wymioty. Dostałam jakieś tabletki, jako ostatnią deskę ratunku przed szpitalem i nawadnianiem dożylnym. Bardzo się bałam je połknąć. Wiedziałam, że rozpuszczenie nie wchodzi w grę, bo jest mi tak bardzo niedobrze, że nie dam rady wypić nic gorzkiego. Udało się połknąć, zrobiło mi się lepiej. Potem już nie miałam problemu z przyjmowaniem tabletek. Przez pół roku brałam antybiotyk na trądzik. Widziałam duże efekty, więc jedna tabletka rano, mimo że i tak łykałam ją nad zlewem - była do przeżycia. 

Zawsze się bardzo bałam szpitala. Pamiętam pierwsze podawanie leku przez wenflon, a wcześniej jego zakładanie. Później było gorzej, bo dostałam do połknięcia rano 9 tabletek, w południe 5 a na noc znowu 9. Tabletek o różnej wielkości, o różnych strukturach i kolorach. Pamiętam jak podziwiałam tych, którzy cały ich kubeczek połykali na raz. 

Wiedziałam, że muszę się nauczyć sprawnego połykania tabletek, skoro mam brać leki do końca życia. Po jakimś czasie już się tego nie boję ;) Natomiast dalej mam uraz do wszystkiego, co jest w wersji płynnej. Fortrans podawano mi przez sondę, a wszelkie kontrasty, baryty i inne cuda są dla mnie teraz koszmarem. 

Pewnie, że teraz wolę leki dożylne i domięśniowe. Działają szybciej niż tabletki. Ale przez 7 lat nauczyłam się sprawnie je połykać. :)


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

,,Stomia to szansa na lepsze życie'' - historia Moniki cz.I

Stomia to jest jedno z tych słów, które Pacjentom chorym na NZJ spędza sen z powiek, powoduje ataki paniki i strachu. Stomia czyli celowo wytworzone połączenia światła narządu wewnętrznego (jelita cienkiego lub grubego) ze skórą. Często jest wykonywana w celu ratowania życia, ale także jako zaplanowany zabieg, mający (mimo wszystko) poprawić komfort życia Pacjenta. Ja słowo stomia od lekarzy słyszałam często. Raz udało mi się od niej uciec, bo podczas operacji chirurdzy zrobili mi piękne zespolenie i obudziłam się bez worka na brzuchu. Teraz też uciekam od skalpela, bo wiem, że przed każdą operacją na jelitach będę musiała podpisać zgodę na wyłonienie stomii. Mam dużo wątpliwości i obaw. Jednak wiem, że prędzej czy później będę musiała podjąć tą trudną decyzję.  Monikę poznałam parę lat temu. Miałam okazję podzielić się z nią swoimi doświadczeniami z sondą i żywieniem dojelitowym. Pomoc jak zawsze działa w dwie strony, bo Monika jest jednym z założycieli Stowarzyszenia ''Zap

,,Stomia nie niesie żadnych ograniczeń'' - historia Moniki cz.II

Zapraszam do przeczytania kolejnej części bardzo ważnej rozmowy na temat stomii, pierwszą część rozmowy z Moniką i jej historię możecie przeczytać tutaj :)  Jak długo wracałaś do formy po operacji wyłonienia stomii?  Mój powrót do formy był ekspresowy. Z każdym dniem widziałam poprawę, a odczuwając fizyczną poprawę, poprawiało się także moje zdrowie psychiczne i nastawienie do stomii. Do tego stopnia szybko to następowało, że już w trzy tygodnie po operacji pojechałam na casting do jednego z seriali telewizyjnych, a miesiąc później tańczyłam – nie tylko „przytulańce” na weselu mojej przyjaciółki Ewy – też stomiczki ☺ Jak wygląda podróżowanie ze stomią?  Tak samo jak podróżowanie bez stomii. Nigdy nie spotkałam się z problemami przy odprawie na lotnisku, czy gdziekolwiek indziej. Oczywiście zawsze trzeba przy sobie mieć sprzęt na zmianę (nie dotyczy to tylko podróży, ale każdego wyjścia z domu). Zdarzyć się może wszystko, ja miałam kiedyś przygodę z kotem, który przebił mi wore

Gluten, cukier, tłuszcz i laktoza - czyli PĄCZEK :)

Dzisiaj tłusty czwartek. Tradycyjnie wszyscy jedzą pączki. Powiem Wam, że ja jakoś nie rozumiem tego fenomenu, tego przechwalania się ile to się zjadło pączków. Przecież są one dostępne w sklepach na co dzień. A wiadomo, że najzdrowszy jest umiar! Czy Crohn może jeść pączki? Tak! Sama teraz żałuję, że przez dwa lata po diagnozie odmawiałam sobie tej przyjemności, bo bałam się, jak jelita zareagują na taką ilość tłuszczu i cukru. Potem się odważyłam, ale tylko na pieczone w piekarniku i z marmoladą, oczywiście bez pestek, bo tak bezpieczniej. Smak był inny, no nie dało się oszukać :) W kolejnym roku już się odważyłam i normalny pączek, pełen glutenu, cukru, tłuszczu i laktozy mi nie zaszkodził. Nie było tak jak w moich wizjach - SOR i zaostrzenie, wręcz przeciwnie - czułam się bardzo dobrze. Niedawno też miałam taki jadłowstręt, że jedyne co mogłam jeść, na co miałam ochotę, to były pączki. Pewnie powiecie, że sobie szkodzę, że Crohn nie lubi takich składników. Powinnam według niekt