Budzę się. Otwieram ciężkie powieki. Jeszcze się dobrze nie obudziłam, a już prawie wszystko mnie boli. W ustach czuję smak krwi. Brzucha nawet boję się dotknąć, bo wiem, że to kolejny dzień, kiedy będzie bolał. Próbuję wstać. To nie tak łatwo, kiedy wstajesz i czujesz się tak, jakbyś w ogóle nic nie spała. Idę do łazienki. Tam spędzam dużo czasu. Ale nie na malowaniu się i strojeniu, jak już to czasem robię, to robię to dość szybko. Siedzę na ubikacji. Siedzę, wstaję i tak w kółko, dopóki jelita chociaż na chwilę się nie uspokoją. Idę zrobić śniadanie. Chociaż też nie zawsze, bo czasem już od rana jest mi tak niedobrze, że nie mam ani siły ani apetytu. Zazwyczaj jak już jem to kleik ryżowy albo bułkę z masłem. Jak uda mi się do tego zjeść jajko, szynkę czy pomidora to jest święto lasu ;)
Gorzka herbata to jedyne, co chociaż trochę pozwala mi się obudzić. Też nie zawsze ją piję, bo ciepłe i gorące płyny potęgują tylko mdłości. Po śniadaniu staram się pracować. To czasem wygląda tak, że w ciągu czterech godzin jestem jakieś osiem razy w toalecie. Pomimo, że nic nie jem w tym czasie. Pracuję przeważnie zdalnie, więc nie mam się czym stresować - dojazdem czy dostępem do ubikacji, a mimo to muszę skorzystać. To ''muszę skorzystać'' pada w moim domu jakieś parędziesiąt razy na dobę. Wtedy wszyscy uciekają z ubikacji, bo wiedza, że moje ''muszę skorzystać'' znaczy, że natychmiast muszę skorzystać i nie ma czasu, by się nad tym zastanawiać, bo potem będzie ''problem'', a raczej pranie i sprzątanie. Następnie staram się zjeść obiad. Tutaj znowu jest dobrze, jeżeli uda mi się zjeść coś więcej niż ziemniaki czy ryż. Po obiedzie padam, muszę się położyć na drzemkę. Tyle, że moja drzemka trwa czasem trzy godziny. Jak się obudzę to idę pod prysznic, ubieram piżamę, jem kolację, podłączam kroplówkę i idę spać. Tak mniej więcej wygląda większość moich dni w ciągu ostatnich dwóch lat.
Jeśli czasem uda mi się gdzieś wyjechać, albo wyjść i z kimś spotkać jestem w siódmym niebie. Tak samo cieszę się, jeśli mogę pracować normalnie z biura, a nie z łóżka w domu. Cieszę się jak wyjeżdżam i rano jadę na pociąg. Cieszę się nawet jak mogę wyjść do sklepu. To wszystko udaje mi się dzięki dużym ilościom środków przeciwbiegunkowych, których niestety nie dam rady brać codziennie. Dlatego te dobre chwile są takie krótkie i niestety tylko pozorne. Dobrze wyglądam, źle się czuję, jestem na lekach, inaczej nie byłoby mnie tutaj.
A jak wygląda dzień typowej dziewczyny w moim wieku? Albo przynajmniej większość dni. Pokazują w social mediach takie ładne obrazki. Z porannego biegania, z siłowni albo nawet ze zwykłego spaceru z psem. Na talerzach widzę tylko jedzenie wege albo eko. Widzę wino z przyjaciółmi na Starym Mieście, widzę piwo nad Wisłą albo niezłą potańcówkę w jakimś klubie w piątek wieczorem. Oglądam filmiki, które mogłyby się śmiało nazywać ''get ready with me'' - najpierw makijaż, potem paznokcie a na końcu jeszcze ''nie mam w co się ubrać''. Widzę roześmiane twarze. Widzę zabawę podczas fajnych koncertów. Oglądam płaskie brzuchy i zmęczenie po treningu. Potem piękne ciała w jeszcze piękniejszym bikini.Czytam o zaręczynach, rozstaniach, narodzinach dziecka.
Przede wszystkim ich dni są radosne, ciekawe.Każdy dzień jest na swój sposób kolorowy. Mój czarno- biały a ich we wszystkich kolorach tęczy. Nawet nie wiesz jak cholernie im zazdroszczę. Nawet tego, że mogą w spokoju wyjść do sklepu po bułki. O siłowni czy imprezach nawet nie marzę. Może kiedyś będę mieć na tyle odwagi. Teraz chciałabym tylko zapomnieć o brzuchu.
Jak byłam mała, to najbardziej nie lubiłam, kiedy coś złego działo się z brzuchem. Wtedy byłam zła na to, że nie da się wyciąć całego brzucha i zszyć klatkę piersiową z nogami. Wolałabym dziwnie wyglądać niż cały czas martwić się o to, co dzieje się w jelitach. Ale miałam pomysły! :)
Gorzka herbata to jedyne, co chociaż trochę pozwala mi się obudzić. Też nie zawsze ją piję, bo ciepłe i gorące płyny potęgują tylko mdłości. Po śniadaniu staram się pracować. To czasem wygląda tak, że w ciągu czterech godzin jestem jakieś osiem razy w toalecie. Pomimo, że nic nie jem w tym czasie. Pracuję przeważnie zdalnie, więc nie mam się czym stresować - dojazdem czy dostępem do ubikacji, a mimo to muszę skorzystać. To ''muszę skorzystać'' pada w moim domu jakieś parędziesiąt razy na dobę. Wtedy wszyscy uciekają z ubikacji, bo wiedza, że moje ''muszę skorzystać'' znaczy, że natychmiast muszę skorzystać i nie ma czasu, by się nad tym zastanawiać, bo potem będzie ''problem'', a raczej pranie i sprzątanie. Następnie staram się zjeść obiad. Tutaj znowu jest dobrze, jeżeli uda mi się zjeść coś więcej niż ziemniaki czy ryż. Po obiedzie padam, muszę się położyć na drzemkę. Tyle, że moja drzemka trwa czasem trzy godziny. Jak się obudzę to idę pod prysznic, ubieram piżamę, jem kolację, podłączam kroplówkę i idę spać. Tak mniej więcej wygląda większość moich dni w ciągu ostatnich dwóch lat.
Jeśli czasem uda mi się gdzieś wyjechać, albo wyjść i z kimś spotkać jestem w siódmym niebie. Tak samo cieszę się, jeśli mogę pracować normalnie z biura, a nie z łóżka w domu. Cieszę się jak wyjeżdżam i rano jadę na pociąg. Cieszę się nawet jak mogę wyjść do sklepu. To wszystko udaje mi się dzięki dużym ilościom środków przeciwbiegunkowych, których niestety nie dam rady brać codziennie. Dlatego te dobre chwile są takie krótkie i niestety tylko pozorne. Dobrze wyglądam, źle się czuję, jestem na lekach, inaczej nie byłoby mnie tutaj.
A jak wygląda dzień typowej dziewczyny w moim wieku? Albo przynajmniej większość dni. Pokazują w social mediach takie ładne obrazki. Z porannego biegania, z siłowni albo nawet ze zwykłego spaceru z psem. Na talerzach widzę tylko jedzenie wege albo eko. Widzę wino z przyjaciółmi na Starym Mieście, widzę piwo nad Wisłą albo niezłą potańcówkę w jakimś klubie w piątek wieczorem. Oglądam filmiki, które mogłyby się śmiało nazywać ''get ready with me'' - najpierw makijaż, potem paznokcie a na końcu jeszcze ''nie mam w co się ubrać''. Widzę roześmiane twarze. Widzę zabawę podczas fajnych koncertów. Oglądam płaskie brzuchy i zmęczenie po treningu. Potem piękne ciała w jeszcze piękniejszym bikini.Czytam o zaręczynach, rozstaniach, narodzinach dziecka.
Przede wszystkim ich dni są radosne, ciekawe.Każdy dzień jest na swój sposób kolorowy. Mój czarno- biały a ich we wszystkich kolorach tęczy. Nawet nie wiesz jak cholernie im zazdroszczę. Nawet tego, że mogą w spokoju wyjść do sklepu po bułki. O siłowni czy imprezach nawet nie marzę. Może kiedyś będę mieć na tyle odwagi. Teraz chciałabym tylko zapomnieć o brzuchu.
Jak byłam mała, to najbardziej nie lubiłam, kiedy coś złego działo się z brzuchem. Wtedy byłam zła na to, że nie da się wyciąć całego brzucha i zszyć klatkę piersiową z nogami. Wolałabym dziwnie wyglądać niż cały czas martwić się o to, co dzieje się w jelitach. Ale miałam pomysły! :)
Komentarze
Prześlij komentarz