Przejdź do głównej zawartości

Czego oczekuję od lekarza?

Crohn zaprowadza mnie na wycieczki do różnych specjalistów. Przez te sześć lat chorowania odwiedziliśmy ich już wiele. Przeprowadziliśmy wiele rozmów bardziej lub mniej poważnych, badań bardziej lub mniej bolesnych i spotkań jak człowiek z człowiekiem - mniej lub bardziej sympatycznych. 

Zacznę od tego, że od lekarza oczekuję przede wszystkim zrozumienia. Może nie jest to takie zrozumienie w stu procentach, bo chyba nie znam takiego lekarza, który też choruje przewlekle i jest w stanie całkowicie wiedzieć, co ja czuję. Może inaczej powinnam napisać - oczekuję chociaż próby, chęci zrozumienia. Często lekarz myśli, że powinno się chorować książkowo i dla przykładu zaparcia nie traktuje jako standardowy objaw Crohna. Lekarze powinni wiedzieć, że każdy z nas ma swój przepis na chorowanie, każdy z nas inaczej choruje, ma inne objawy i powinien mieć indywidualnie dopasowane leczenie. Dlaczego lekarze nawet nie starają się nas zrozumieć? Bo nas nie słuchają...

Nie słuchają nas dlatego, że nie mają czasu. I to kolejna rzecz, którą powinien mieć mój wymarzony lekarz :) Wiemy wszyscy jak z tym jest. Lekarz nie przyjmuje dziennie 5 pacjentów, tylko tą liczbę trzeba podawać w paru dziesiątkach. Gdyby tak każdy z nas chciał opowiedzieć jak się czuje, jak funkcjonuje na co dzień, co się zmieniło w życiu, to nie starczyłoby tygodnia na przyjęcie tylu pacjentów, ilu lekarz ma przyjąć w jeden dzień. Wizyty często odbywają się ''po łebkach''. Wychodzimy z gabinetu ze źle wypisaną receptą, bez pieczątki, ze złym skierowaniem. Zapominamy zapytać o różne kwestie, nie raz nie zdążymy do końca opowiedzieć o naszych objawach. Wizyty w gabinetach prywatnych różnią się od tych odbywanych na NFZ. 

Tutaj pojawia się kolejna kwestia - dostępność lekarza za przyzwoite pieniądze lub całkowicie za darmo w ramach ubezpieczenia zdrowotnego. Kolejka do gastrologa jest ogromna. U mnie, w Krakowie na wizytę czeka się więcej niż rok. Prywatnie w niektórych miejscach - wizytę można umówić z dnia na dzień. Tylko taka wizyta kosztuje. Kosztuje czasem bardzo duże pieniądze. Często Pacjenci z powodu ciężkiego przebiegu choroby - nie pracują, renta lub zasiłek ledwo wystarcza im na zakup leków i jedzenia. Nie mogą pozwolić sobie na zapłacenie za prywatne wizyty, więc umawiają się na NFZ. Jeśli już jakimś cudem uda się dostać tak do lekarza, czeka nas wielka kolejka w poczekalni i wizyta trwająca 3-5 minut. Chociaż prywatnie też spotkałam się z tym, że płacąc parę stów za wizytę, w gabinecie byłam dwie minuty. Teraz nie wiem. co jest lepsze ;) Na pewno widać różnice w traktowaniu pacjentów. 

Lekarza w gabinecie państwowym ogranicza czas i ogromna ilość obowiązków. Nie jest w stanie zapamiętać każdego pacjenta, przebiegu choroby. Permanentnie jest zmęczony, bo pracuje na wiele etatów. Zarabia niewielkie pieniądze a do tego ciągle się uczy i często z własnej kieszeni płaci za szkolenia i konferencje. Wiadomo, że każdy może mieć zły dzień, ale te złe dni lekarzom w przyszpitalnych przychodniach zdarzają się bardzo często. Czasem ma się wrażenie, że siedzą tam za karę. Nie mają empatii, miłego wyrazu twarzy. Każdą kolejną osobę z kolejki traktują bezosobowo, jak z przymusu. Oczywiście nie piszę tutaj o wszystkich lekarzach, bo na całe szczęście zdarzają się wyjątki. Lekarz - Anioł, to taka osoba, która ma zawsze uśmiech na twarzy i jest gotowa pomóc, wysłuchać, doradzić, mimo tego, że jesteś dzisiaj jego trzydziestym pacjentem. Natomiast w gabinetach prywatnych lekarze traktują nas coraz częściej jak partnerów w leczeniu. Mają czas na podanie ręki, wysłuchanie, zapytanie co słychać w życiu prywatnym, omówienie planu leczenia, wzięcie pod uwagę naszego zdania. Mają czas dokładnie wypisać leki, dawkowanie, inne potrzebne papierki. Podają nam swoje prywatne namiary, są z nami w stałym kontakcie i ułatwiają dostanie się na oddział. Każdy z nas wie, że z polecenia jest traktowany inaczej, nawet w zwykłym szpitalu. Dlaczego taka forma wizyty nie może być dostępna dla wszystkich, za darmo? 

Smutne jest to, że od lekarzy nie dostajemy wsparcia. Traktują nas jako przypadek medyczny, kolejną osobę, której udzielają pomocy. Angażując się mniej albo więcej. Może się boją, może też powodem jest brak czasu albo po prostu zwyczajny brak umiejętności. Nikt nie uczy lekarzy jak mają rozmawiać z Pacjentem. Do tej pory funkcjonuje w Polsce stereotyp wyższości lekarza nad innymi zawodami. Niektórzy, zwłaszcza Ci wybitni profesorowie specjaliści uważają się za osoby, które wszystko mogą i wszystko im wolno. Samo to, że ktoś chodzi z wysoko podniesioną głową i sprawia wrażenie niedostępnego dla zwykłych pacjentów jest już stresujące. A tak niewiele potrzeba... Chociaż odrobina więcej uwagi, próba zrozumienia, nawet to głupie poklepanie po ramieniu i powiedzenie, że zrobi wszystko, by mi było lepiej. Oczywiste jest to, że powinniśmy mieć szacunek do lekarzy, jako do osób, które ratują ludzkie życie. Powinno to działać w dwie strony, bo traktując nas jako kogoś gorszego już oznacza to, że nie trafiliśmy w dobre ręce i każda wizyta będzie dodatkowym stresem. 

Najgorszy czas jest wtedy, kiedy nasz ulubiony i wymarzony lekarz zachoruje, wyjedzie, albo jest na wakacjach, a nasz Crohn umyśli sobie, że akurat teraz się zaostrzy. Mówi się, że nie ma ludzi niezastąpionych. Są za to lekarze, którzy swoją pracę wykonują z powołania, chociaż teraz już wydaje się to nierealne, i trudno ich zastąpić kimś, kto przyjmuje pacjentów tak, jakby robił to za karę. 



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

,,Stomia to szansa na lepsze życie'' - historia Moniki cz.I

Stomia to jest jedno z tych słów, które Pacjentom chorym na NZJ spędza sen z powiek, powoduje ataki paniki i strachu. Stomia czyli celowo wytworzone połączenia światła narządu wewnętrznego (jelita cienkiego lub grubego) ze skórą. Często jest wykonywana w celu ratowania życia, ale także jako zaplanowany zabieg, mający (mimo wszystko) poprawić komfort życia Pacjenta. Ja słowo stomia od lekarzy słyszałam często. Raz udało mi się od niej uciec, bo podczas operacji chirurdzy zrobili mi piękne zespolenie i obudziłam się bez worka na brzuchu. Teraz też uciekam od skalpela, bo wiem, że przed każdą operacją na jelitach będę musiała podpisać zgodę na wyłonienie stomii. Mam dużo wątpliwości i obaw. Jednak wiem, że prędzej czy później będę musiała podjąć tą trudną decyzję.  Monikę poznałam parę lat temu. Miałam okazję podzielić się z nią swoimi doświadczeniami z sondą i żywieniem dojelitowym. Pomoc jak zawsze działa w dwie strony, bo Monika jest jednym z założycieli Stowarzyszenia ''Zap

,,Stomia nie niesie żadnych ograniczeń'' - historia Moniki cz.II

Zapraszam do przeczytania kolejnej części bardzo ważnej rozmowy na temat stomii, pierwszą część rozmowy z Moniką i jej historię możecie przeczytać tutaj :)  Jak długo wracałaś do formy po operacji wyłonienia stomii?  Mój powrót do formy był ekspresowy. Z każdym dniem widziałam poprawę, a odczuwając fizyczną poprawę, poprawiało się także moje zdrowie psychiczne i nastawienie do stomii. Do tego stopnia szybko to następowało, że już w trzy tygodnie po operacji pojechałam na casting do jednego z seriali telewizyjnych, a miesiąc później tańczyłam – nie tylko „przytulańce” na weselu mojej przyjaciółki Ewy – też stomiczki ☺ Jak wygląda podróżowanie ze stomią?  Tak samo jak podróżowanie bez stomii. Nigdy nie spotkałam się z problemami przy odprawie na lotnisku, czy gdziekolwiek indziej. Oczywiście zawsze trzeba przy sobie mieć sprzęt na zmianę (nie dotyczy to tylko podróży, ale każdego wyjścia z domu). Zdarzyć się może wszystko, ja miałam kiedyś przygodę z kotem, który przebił mi wore

Gluten, cukier, tłuszcz i laktoza - czyli PĄCZEK :)

Dzisiaj tłusty czwartek. Tradycyjnie wszyscy jedzą pączki. Powiem Wam, że ja jakoś nie rozumiem tego fenomenu, tego przechwalania się ile to się zjadło pączków. Przecież są one dostępne w sklepach na co dzień. A wiadomo, że najzdrowszy jest umiar! Czy Crohn może jeść pączki? Tak! Sama teraz żałuję, że przez dwa lata po diagnozie odmawiałam sobie tej przyjemności, bo bałam się, jak jelita zareagują na taką ilość tłuszczu i cukru. Potem się odważyłam, ale tylko na pieczone w piekarniku i z marmoladą, oczywiście bez pestek, bo tak bezpieczniej. Smak był inny, no nie dało się oszukać :) W kolejnym roku już się odważyłam i normalny pączek, pełen glutenu, cukru, tłuszczu i laktozy mi nie zaszkodził. Nie było tak jak w moich wizjach - SOR i zaostrzenie, wręcz przeciwnie - czułam się bardzo dobrze. Niedawno też miałam taki jadłowstręt, że jedyne co mogłam jeść, na co miałam ochotę, to były pączki. Pewnie powiecie, że sobie szkodzę, że Crohn nie lubi takich składników. Powinnam według niekt