Na samym początku, zaraz po diagnozie przychodziły do mnie Panie psycholog. To było w szpitalu dziecięcym. Przychodziły na prośbę mojej Mamy. Byłam okropnie załamana, ale rozmawiać nie chciałam. Pamiętam, że ich pomoc polegała na tym, że raz dziennie zapytały jak się czuję i czy chcę porozmawiać, na co zawsze moja odpowiedź była negatywna. Dostałam parę ankiet do wypełnienia i tyle. Nikt ze mną nie rozmawiał. Nie chciałam. Ale z drugiej strony one były od tego, by mi pomóc, bo zagadać tak, żebym nie bała się tej rozmowy. Potrzebowałam rozmowy o czymkolwiek, byle nie o chorobie. A jeśli już o chorobie, to chciałam spotkać kogoś, kto też jest chory i pokaże mi swoim życiowym doświadczeniem, że to nie jest tak straszna choroba i mimo wszystko czasem udaje się w miarę normalnie żyć.
Te Panie w szpitalu dziecięcym nic mi nie pomogły. Wręcz byłam na nie zła, że w ogóle przychodzą. Każdy pytał mnie jak się czuję - lekarze, pielęgniarki, salowe, rodzice, znajomi. A jak tak bardzo wtedy potrzebowałam innego pytania, innego tematu. Przychodziła psycholog i o co zapytała - oczywiście o to, jak się czuję :) Nie bardzo wiem jaką wypisały mi opinię, ponieważ nie ma w kartach informacyjnych nic innego niż taki wpis ''dziewczynka objęta opieką psychologa''. Według mnie w ogóle nie przykładały się do swojej pracy. Nie próbowały, za łatwo odpuszczały i nie potrafiły za cholerę postawić się w moje sytuacji. Zero odczuwalnego zrozumienia.
Wtedy bardzo się zraziłam. I jak to ja, chciałam naprawić świat i zostać psychologiem. Dlatego potem była klasa w liceum o profilu psychologicznym a potem studia. Niestety coś nie poszło. Z jednej strony dowalił mi Crohn, a z drugiej cieszę się nawet, że tak wyszło, bo coraz częściej przekonuję się o tym, że nie potrafię pocieszać ludzi, mówić im, że będzie dobrze, wciskać kit i nie reagować emocjonalnie. Sama mam czasem okropne problemy z psychiką w tym całym chorowaniu. Jeśli ja sobie nie radzę, to nie bardzo mogłabym pomóc innym.
Po przygodzie z psychologami w szpitalu dziecięcym jakoś nie spieszno było mi, by szukać gdzieś pomocy. Dopiero jak zauważyłam, że średnio sobie radzę, bo na raz zwaliło się na mnie dużo rzeczy - przygotowania do matury, wchodzenie w dorosłość, niezbyt dobre relacje z rodzicami, głupia miłość, choroba i różne powikłania z nią związane. Akurat pojawiła się możliwość skorzystania z porad psychologa online, za pośrednictwem maili. Dla mnie, jako dla bardzo nieśmiałej osoby to była bardzo dobra opcja. O wiele bardziej lubię pisać, niż mówić. Skorzystałam z tej możliwości. Czułam się zaopiekowana, zrozumiana i powoli wszystko z Panią psycholog układaliśmy w mojej głowie. Było mi łatwiej. Dużo myślałam, nauczyłam się sama pracować nad sobą i jakoś coraz lepiej sobie radzić. Ta wymiana maili trwała niedługo. Potem coś się posypało, ale to ile pomocy wtedy otrzymałam nadal mi wystarcza. Nauczyłam się inaczej myśleć o pewnych rzeczach, inaczej je interpretować i coraz bardziej w siebie wierzyć.
Jakoś nie miałam nigdy ochoty, zamiaru, potrzeby by udać się do psychiatry. Mój lekarz rodzinny często wypisywał mi psychotropy. Jednak zawsze recepty lądowały w koszu. Wmawiałam sobie, że sama dam radę się uspokoić, wyciszyć. Ogólnie jestem bardzo spokojną osobą, czasem mocno wybucham, czasem też zwyczajnie sobie nie radzę. Jednak do tej pory nie brałam na uspokojenie nic oprócz ziołowych leków z apteki i to też w bardzo wyjątkowo stresujących i nerwowych sytuacjach. Nie chciałabym też pójść na terapię do psychologa. Nie chciałabym aż tak otwierać się i mówić o tym co czuję zupełnie obcej osobie, które nie czuje tego co ja, bo nie ma chorych jelit.
Najwięcej zrozumienia otrzymuję od chorych na NZJ, których znam. Często Was poznaję, Was-chorych i mam wrażenie, że znamy się od wielu lat, a nie od paru godzin. Takie rozmowy są bardzo motywujące. Pokazują, że nawet po najgorszym zaostrzeniu da się zbudować wszystko od nowa. Takie rozmowy dodają bardzo dużo siły, wsparcia, inspiracji.
Pomaga mi też pisanie. Pisanie tutaj dla Was i pisanie dla siebie - na innym blogu. Pomaga wyrzucenie z siebie emocji. Krzyk, przelanie tego na klawiaturę czy papier, muzyka, spacer, albo wizyta w kościele, kaplicy, w jakimś spokojnym i cichym miejscu.
Nie wykluczone, że kiedyś po prostu przestanę sobie radzić sama. Natomiast na obecną chwilę daję radę bez pomocy psychologicznej. Mam przed nią jakieś opory i dopóki sama prędzej czy później daję radę wychodzić z większych lub mniejszych dołków - chciałabym by tak zostało.
Te Panie w szpitalu dziecięcym nic mi nie pomogły. Wręcz byłam na nie zła, że w ogóle przychodzą. Każdy pytał mnie jak się czuję - lekarze, pielęgniarki, salowe, rodzice, znajomi. A jak tak bardzo wtedy potrzebowałam innego pytania, innego tematu. Przychodziła psycholog i o co zapytała - oczywiście o to, jak się czuję :) Nie bardzo wiem jaką wypisały mi opinię, ponieważ nie ma w kartach informacyjnych nic innego niż taki wpis ''dziewczynka objęta opieką psychologa''. Według mnie w ogóle nie przykładały się do swojej pracy. Nie próbowały, za łatwo odpuszczały i nie potrafiły za cholerę postawić się w moje sytuacji. Zero odczuwalnego zrozumienia.
Wtedy bardzo się zraziłam. I jak to ja, chciałam naprawić świat i zostać psychologiem. Dlatego potem była klasa w liceum o profilu psychologicznym a potem studia. Niestety coś nie poszło. Z jednej strony dowalił mi Crohn, a z drugiej cieszę się nawet, że tak wyszło, bo coraz częściej przekonuję się o tym, że nie potrafię pocieszać ludzi, mówić im, że będzie dobrze, wciskać kit i nie reagować emocjonalnie. Sama mam czasem okropne problemy z psychiką w tym całym chorowaniu. Jeśli ja sobie nie radzę, to nie bardzo mogłabym pomóc innym.
Po przygodzie z psychologami w szpitalu dziecięcym jakoś nie spieszno było mi, by szukać gdzieś pomocy. Dopiero jak zauważyłam, że średnio sobie radzę, bo na raz zwaliło się na mnie dużo rzeczy - przygotowania do matury, wchodzenie w dorosłość, niezbyt dobre relacje z rodzicami, głupia miłość, choroba i różne powikłania z nią związane. Akurat pojawiła się możliwość skorzystania z porad psychologa online, za pośrednictwem maili. Dla mnie, jako dla bardzo nieśmiałej osoby to była bardzo dobra opcja. O wiele bardziej lubię pisać, niż mówić. Skorzystałam z tej możliwości. Czułam się zaopiekowana, zrozumiana i powoli wszystko z Panią psycholog układaliśmy w mojej głowie. Było mi łatwiej. Dużo myślałam, nauczyłam się sama pracować nad sobą i jakoś coraz lepiej sobie radzić. Ta wymiana maili trwała niedługo. Potem coś się posypało, ale to ile pomocy wtedy otrzymałam nadal mi wystarcza. Nauczyłam się inaczej myśleć o pewnych rzeczach, inaczej je interpretować i coraz bardziej w siebie wierzyć.
Jakoś nie miałam nigdy ochoty, zamiaru, potrzeby by udać się do psychiatry. Mój lekarz rodzinny często wypisywał mi psychotropy. Jednak zawsze recepty lądowały w koszu. Wmawiałam sobie, że sama dam radę się uspokoić, wyciszyć. Ogólnie jestem bardzo spokojną osobą, czasem mocno wybucham, czasem też zwyczajnie sobie nie radzę. Jednak do tej pory nie brałam na uspokojenie nic oprócz ziołowych leków z apteki i to też w bardzo wyjątkowo stresujących i nerwowych sytuacjach. Nie chciałabym też pójść na terapię do psychologa. Nie chciałabym aż tak otwierać się i mówić o tym co czuję zupełnie obcej osobie, które nie czuje tego co ja, bo nie ma chorych jelit.
Najwięcej zrozumienia otrzymuję od chorych na NZJ, których znam. Często Was poznaję, Was-chorych i mam wrażenie, że znamy się od wielu lat, a nie od paru godzin. Takie rozmowy są bardzo motywujące. Pokazują, że nawet po najgorszym zaostrzeniu da się zbudować wszystko od nowa. Takie rozmowy dodają bardzo dużo siły, wsparcia, inspiracji.
Pomaga mi też pisanie. Pisanie tutaj dla Was i pisanie dla siebie - na innym blogu. Pomaga wyrzucenie z siebie emocji. Krzyk, przelanie tego na klawiaturę czy papier, muzyka, spacer, albo wizyta w kościele, kaplicy, w jakimś spokojnym i cichym miejscu.
Nie wykluczone, że kiedyś po prostu przestanę sobie radzić sama. Natomiast na obecną chwilę daję radę bez pomocy psychologicznej. Mam przed nią jakieś opory i dopóki sama prędzej czy później daję radę wychodzić z większych lub mniejszych dołków - chciałabym by tak zostało.
Komentarze
Prześlij komentarz