Zwlekałam trochę z tym wpisem. Wspomnienia z okresu przed i pooperacyjnego jakoś nie są fajne, ale może ktoś z Was, tak jak ja kiedyś, bardzo boi się podjęcia decyzji o operacji.
U mnie udało się odłożyć operację o 1,5 roku. W lutym okazało się, że jelito cienkie wygląda jak sitko, jest pełno przetok międzypętlowych, ropni i jest w nim bardzo duży stan zapalny. Od razu kwalifikowałam się do operacji. Jednak chirurg, który mnie wtedy zobaczył - widział 40 kg dziewczyny na wielkim szpitalnym łóżku. Powiedział, że zanim cokolwiek zrobi - trzeba żywić i odżywić!
Operacja zaplanowana jest dużo lepsza, niż taka ''na ostro''. Wiadomo, że jeśli pojawiłaby się niedrożność czy inne zagrażające życiu objawy, stan odżywienia poszedłby na drugie miejsce.
Dostałam rurkę w nos, duże worki z jedzonkiem i stojak. Z całym sprzętem przez miesiąc spacerowałam po szpitalnym korytarzu. Z każdym dniem czułam się lepiej i wyglądałam lepiej. Później dostałam plecak, do którego spakowałam pompę z jedzonkiem i wyszłam do domu. Po paru tygodniach kontrolne badania były zaskakująco dobre. Konsultacje z dwoma ''sławami'' chirurgii w Polsce dały nadzieję na to, że jeszcze nie trzeba operować. Duże dawki antybiotyków, sterydów, leku biologicznego i żywienia ogarnęły mój sajgon w brzuchu. Leki odstawiliśmy, a samo żywienie przez kolejny rok dawało sobie świetnie radę.
A potem przyszła matura. Przez cały maj czułam się rewelacyjnie! Nic a nic mnie nie bolało. Jadłam wszystko, na co tylko miałam ochotę. Mogłam wyjechać na parę dni, mogłam po maturze pójść z resztą klasy na piwo bez żadnych konsekwencji. Bo konsekwencje tego całego stresu pokazały się już na początku czerwca. Odebrałam w nocy telefon od lekarza, który poinformował mnie o bardzo złych wynikach badań i anemii, której nie miałam nigdy wcześniej. Zaczęłam się źle czuć, pojawiły się stany podniedrożnościowe, a w badaniach wyszedł guz zapalny wielkość sporej mandarynki na typowym crohnowym miejscu w jelicie. Konsultacje z lekarzami potwierdziły moje przypuszczenia, że to już czas na operację.
Zdecydowałam się na zabieg w procedurze ERAS. Nowe standardy, nowe procedury. Większość lekarzy i szpitali jeszcze tego nie stosuje. Program nowoczesnej opieki okołooperacyjnej zakłada dużo nowości i można nawet powiedzieć, że jest trochę takim przewrotem w chirurgii.
Nie było głodzenia do zabiegu! Ostatni posiłek mogłam zjeść o północy - przed zabiegiem. Rano w dniu operacji dostałam do wypicia specjalny płyn węglowodanowy.
Nie było czyszczenia jelit. Nie musiałam pić płynu przeczyszczającego, odwadniać się, co chwilę biegać do łazienki.
Nie dostałam leków na uspokojenie. Długa rozmowa z lekarzem dwa tygodnie przed operacją i tak samo rano w dniu operacji pozwala na rozwianie wszelkich wątpliwości. Lekarz nie tłumaczy tego w biegu, na korytarzu. Siada przy nas i ma tyle czasu ile potrzeba. Ta nowość chyba podoba mi się najbardziej ;)
Idą na sale operacyjną bardzo się bałam, ale już po położeniu się na stole, cały Zespół pielęgniarek, lekarzy i pracowników sali rozluźnił atmosferę. Założono mi cewnik do kręgosłupa i podano magiczne lekarstwo na długi sen.
Po zabiegu nie dostawałam opiatów.
Miałam znieczulenie zwenątrzoponowe.
Jestem jakieś 30cm krótsza, po zabiegu porównywałam siebie do rozprutego kurczaka i tak się też czułam :)
Po zabiegu szybko pozbyłam się ''rurek''. Cewnika, cewnika zewnątrzoponowego i wkłucia centralnego.
Szybko też postawiono mnie na nogi. Już następnego dnia wygoniono mnie z łóżka ;) Mimo moich narzekań, że nie dam rady, Pani rehabilitantka była bardzo uparta i wieczorem już nieźle śmigałam sobie do łazienki :)
Nie miałam żadnych drenów w brzuchu.
Rana i cięcie to kwestia dwudziestu paru centymetrów od pępka w dół.
Wszystko szybko się zagoiło.
Na drugi dzień do zabiegu dostałam jedzenie! Dwie godziny po operacji mogłam już normalnie pić.
A cztery dni po operacji dostałam wypis :) Z przerażeniem stwierdziłam, że nigdzie się nie wybieram i trochę spanikowałam jak to będzie w domu. Ale jednak w domu najlepiej.
Wejście do siebie na górę po schodach pamiętam do dzisiaj. To było dla mnie jak wspinaczka na Mount Everest. Rana ciągnęła, bolała a ja wspinałam się na jeden schodek przez parę minut.
Rok po zabiegu było pięknie. Zespolenie ładne, bez cech zapalenia.
Ale Crohn jest uparty i tak łatwo nie odpuszcza, więc ''zapalił'' jelito po przeciwnej stronie :(
Co jest najważniejsze?
Szpital i lekarze, którzy znają się na Crohnie i potrafią go zoperować
Lekarz, do którego masz zaufanie
Wsparcie najbliższych
Pozytywne myślenie!
Stosowanie się do poleceń pielęgniarek, lekarzy, rehabilitantów
Jak się obudziłam i zaczęło boleć to byłam zła sama na siebie, że zgodziłam się, żeby mnie pokroili. Bo muszę zaznaczyć, że w pierwszych dniach po zabiegu nie jest kolorowo i przydaje się pomoc najbliższych. Pierwszą noc po tylko wymiotowałam i prosiłam o środki przeciwbólowe. Z każdym kolejnym dniem było coraz lepiej.
Przez kolejny rok nie bolał mnie brzuch, wiedziałam, że operacja to była świetna decyzja.
U mnie udało się odłożyć operację o 1,5 roku. W lutym okazało się, że jelito cienkie wygląda jak sitko, jest pełno przetok międzypętlowych, ropni i jest w nim bardzo duży stan zapalny. Od razu kwalifikowałam się do operacji. Jednak chirurg, który mnie wtedy zobaczył - widział 40 kg dziewczyny na wielkim szpitalnym łóżku. Powiedział, że zanim cokolwiek zrobi - trzeba żywić i odżywić!
Operacja zaplanowana jest dużo lepsza, niż taka ''na ostro''. Wiadomo, że jeśli pojawiłaby się niedrożność czy inne zagrażające życiu objawy, stan odżywienia poszedłby na drugie miejsce.
Dostałam rurkę w nos, duże worki z jedzonkiem i stojak. Z całym sprzętem przez miesiąc spacerowałam po szpitalnym korytarzu. Z każdym dniem czułam się lepiej i wyglądałam lepiej. Później dostałam plecak, do którego spakowałam pompę z jedzonkiem i wyszłam do domu. Po paru tygodniach kontrolne badania były zaskakująco dobre. Konsultacje z dwoma ''sławami'' chirurgii w Polsce dały nadzieję na to, że jeszcze nie trzeba operować. Duże dawki antybiotyków, sterydów, leku biologicznego i żywienia ogarnęły mój sajgon w brzuchu. Leki odstawiliśmy, a samo żywienie przez kolejny rok dawało sobie świetnie radę.
A potem przyszła matura. Przez cały maj czułam się rewelacyjnie! Nic a nic mnie nie bolało. Jadłam wszystko, na co tylko miałam ochotę. Mogłam wyjechać na parę dni, mogłam po maturze pójść z resztą klasy na piwo bez żadnych konsekwencji. Bo konsekwencje tego całego stresu pokazały się już na początku czerwca. Odebrałam w nocy telefon od lekarza, który poinformował mnie o bardzo złych wynikach badań i anemii, której nie miałam nigdy wcześniej. Zaczęłam się źle czuć, pojawiły się stany podniedrożnościowe, a w badaniach wyszedł guz zapalny wielkość sporej mandarynki na typowym crohnowym miejscu w jelicie. Konsultacje z lekarzami potwierdziły moje przypuszczenia, że to już czas na operację.
Zdecydowałam się na zabieg w procedurze ERAS. Nowe standardy, nowe procedury. Większość lekarzy i szpitali jeszcze tego nie stosuje. Program nowoczesnej opieki okołooperacyjnej zakłada dużo nowości i można nawet powiedzieć, że jest trochę takim przewrotem w chirurgii.
Nie było głodzenia do zabiegu! Ostatni posiłek mogłam zjeść o północy - przed zabiegiem. Rano w dniu operacji dostałam do wypicia specjalny płyn węglowodanowy.
Nie było czyszczenia jelit. Nie musiałam pić płynu przeczyszczającego, odwadniać się, co chwilę biegać do łazienki.
Nie dostałam leków na uspokojenie. Długa rozmowa z lekarzem dwa tygodnie przed operacją i tak samo rano w dniu operacji pozwala na rozwianie wszelkich wątpliwości. Lekarz nie tłumaczy tego w biegu, na korytarzu. Siada przy nas i ma tyle czasu ile potrzeba. Ta nowość chyba podoba mi się najbardziej ;)
Idą na sale operacyjną bardzo się bałam, ale już po położeniu się na stole, cały Zespół pielęgniarek, lekarzy i pracowników sali rozluźnił atmosferę. Założono mi cewnik do kręgosłupa i podano magiczne lekarstwo na długi sen.
Po zabiegu nie dostawałam opiatów.
Miałam znieczulenie zwenątrzoponowe.
Jestem jakieś 30cm krótsza, po zabiegu porównywałam siebie do rozprutego kurczaka i tak się też czułam :)
Po zabiegu szybko pozbyłam się ''rurek''. Cewnika, cewnika zewnątrzoponowego i wkłucia centralnego.
Szybko też postawiono mnie na nogi. Już następnego dnia wygoniono mnie z łóżka ;) Mimo moich narzekań, że nie dam rady, Pani rehabilitantka była bardzo uparta i wieczorem już nieźle śmigałam sobie do łazienki :)
Nie miałam żadnych drenów w brzuchu.
Rana i cięcie to kwestia dwudziestu paru centymetrów od pępka w dół.
Wszystko szybko się zagoiło.
Na drugi dzień do zabiegu dostałam jedzenie! Dwie godziny po operacji mogłam już normalnie pić.
A cztery dni po operacji dostałam wypis :) Z przerażeniem stwierdziłam, że nigdzie się nie wybieram i trochę spanikowałam jak to będzie w domu. Ale jednak w domu najlepiej.
Wejście do siebie na górę po schodach pamiętam do dzisiaj. To było dla mnie jak wspinaczka na Mount Everest. Rana ciągnęła, bolała a ja wspinałam się na jeden schodek przez parę minut.
Rok po zabiegu było pięknie. Zespolenie ładne, bez cech zapalenia.
Ale Crohn jest uparty i tak łatwo nie odpuszcza, więc ''zapalił'' jelito po przeciwnej stronie :(
Co jest najważniejsze?
Szpital i lekarze, którzy znają się na Crohnie i potrafią go zoperować
Lekarz, do którego masz zaufanie
Wsparcie najbliższych
Pozytywne myślenie!
Stosowanie się do poleceń pielęgniarek, lekarzy, rehabilitantów
Jak się obudziłam i zaczęło boleć to byłam zła sama na siebie, że zgodziłam się, żeby mnie pokroili. Bo muszę zaznaczyć, że w pierwszych dniach po zabiegu nie jest kolorowo i przydaje się pomoc najbliższych. Pierwszą noc po tylko wymiotowałam i prosiłam o środki przeciwbólowe. Z każdym kolejnym dniem było coraz lepiej.
Przez kolejny rok nie bolał mnie brzuch, wiedziałam, że operacja to była świetna decyzja.
A gdzieś Ty się dziewczyno w eras operowała???
OdpowiedzUsuńFajnie bardzo piszesz :-)
Aż miło poczytać :-).
Za niedługi czas czeka mnie kolejna operacja.
Udało się ją odwlec o cztery lata.
Niby nie byłoby źle, gdyby nie coraz większe przewężenia...
Baka nawet już nie mogę spokojnie i na luzie puścić :-).
Bardzo sie boje i własnie w tej procedurze bardzo bym chciała :-).
Pozdrawiam Cię serdecznie.
Pisz.
Pisz dalej.
Anja z gitarą :-)