Będę dzisiaj opowiadać o alkoholu, więc zapraszam czytelników +18 ;)
Chciałabym Wam trochę powiedzieć o tym jak to jest - czy można czy absolutnie nie wolno?
Wszystko oczywiście zależy od naszego stanu, czy jest zaostrzenie, remisja czy coś pomiędzy. Zależy od tego co pijemy, jak pijemy i ile pijemy.
Kiedyś, jak zachorowałam, myślałam, że nigdy w życiu nie spróbuję alkoholu. Ale potem to się zmieniło. Miałam trochę spokoju od brzucha, akurat skończyłam magiczne 18 lat, więc 'na legalu' mogłam napić się piwa, czy wódki.
Piwo nie robiło mi źle, tylko wtedy, kiedy czułam się tak naprawdę dobrze. Ale kiedy jelita marudzą, a ja napiłam się trochę piwa - było źle. Jednak ze skrajności w skrajność - ostatnie wakacje, ja w fatalnym stanie, nudności takie, że na widok jakiegokolwiek jedzenia miałam nudności. Napiłam się piwa. Przeszło!
Wino jest ciężkie. Zalega na żołądku dość długo. Czy to czerwone, białe czy różowe. Popić lampką wina ciężkostrawny obiad - aż się prosi. Napić się troszkę do kolacji z wyjątkowej okazji - też spoko. Ale upić się winem na imprezie -nieee.
Likiery i inne słodkie ulepki odpadają. Czy czuje się dobrze, czy źle, szkodzą zawsze. Co najwyżej można sobie takim likierem polać deser. Ale wypić go kieliszek - dla mnie rzecz straszna. Przede wszystkim za słodka. Efekt podobny, a nawet gorszy od tego jak zjesz kremówkę z jakiejś paskudnej cukierni.
Łycha - dobra łycha, nie jest zła. Koniaki i inne barwione na rudo alkohole odpadają. Odbija się człowiekowi perfumami przez parę dni. I ogólnie ciężko jest na przewodzie pokarmowym. Flaki lubią tylko orgunalną whisky. Przynajmniej moje ;) Jakaś dobra, za miliony monet sprawdza się super. Nawet na tak zwane trawienie ;)
Domowe wyroby - zależy kto robi i jak robi. Tutaj się nie wypowiem. Bo...
Bo najlepsza jest czysta wódka! Bez gazu, barwników, słodkich dodatków. Najłagodniej działa na chore jelita. Najlepiej popijana czystą wodą, bo jak miesza się ją z sokami czy innymi cudami to mamy efekt podobny jak przy likierach.
Chciałabym wyraźnie zaznaczyć, że nikogo nie namawiam na picie alkoholu przy chorobie jelit. Nie wspomnę już o tym, że kiedy w jelitach jest kałuża na kałuży krwi a my czujemy się jakby przejechał po nas czołg- nie ma co próbować, bo można sobie nieźle zaszkodzić. Ale w remisji, czy w tych lepszych dniach - czemu nie? No chyba, że ktoś jest abstynentem.
Jej, jak ta Klaudia dużo pije/piła! Nie, to nie jest tak do końca. Mam swoje lata, trochę imprezowałam, jak jelita siedziały cicho. Należało mi się po tym wszystkim. Ale z głową, rozsądkiem i tym wspomnieniem, jak raz na wielkim kacu pojechałam na bardzo ważną wizytę do szpitala. Nie polecam! Człowiek był młody i głupi, uczy się na błędach i takie tam... Życie. Wiecie o co chodzi :)
Nie obwiniałam siebie za kieliszek wódki, kiedy za jakiś czas zobaczyłam krew w toalecie. To tak nie działa. Na zaostrzenie składa się wiele czynników.
Zatem - Wasze zdrowie!
Chciałabym Wam trochę powiedzieć o tym jak to jest - czy można czy absolutnie nie wolno?
Wszystko oczywiście zależy od naszego stanu, czy jest zaostrzenie, remisja czy coś pomiędzy. Zależy od tego co pijemy, jak pijemy i ile pijemy.
Kiedyś, jak zachorowałam, myślałam, że nigdy w życiu nie spróbuję alkoholu. Ale potem to się zmieniło. Miałam trochę spokoju od brzucha, akurat skończyłam magiczne 18 lat, więc 'na legalu' mogłam napić się piwa, czy wódki.
Piwo nie robiło mi źle, tylko wtedy, kiedy czułam się tak naprawdę dobrze. Ale kiedy jelita marudzą, a ja napiłam się trochę piwa - było źle. Jednak ze skrajności w skrajność - ostatnie wakacje, ja w fatalnym stanie, nudności takie, że na widok jakiegokolwiek jedzenia miałam nudności. Napiłam się piwa. Przeszło!
Wino jest ciężkie. Zalega na żołądku dość długo. Czy to czerwone, białe czy różowe. Popić lampką wina ciężkostrawny obiad - aż się prosi. Napić się troszkę do kolacji z wyjątkowej okazji - też spoko. Ale upić się winem na imprezie -nieee.
Likiery i inne słodkie ulepki odpadają. Czy czuje się dobrze, czy źle, szkodzą zawsze. Co najwyżej można sobie takim likierem polać deser. Ale wypić go kieliszek - dla mnie rzecz straszna. Przede wszystkim za słodka. Efekt podobny, a nawet gorszy od tego jak zjesz kremówkę z jakiejś paskudnej cukierni.
Łycha - dobra łycha, nie jest zła. Koniaki i inne barwione na rudo alkohole odpadają. Odbija się człowiekowi perfumami przez parę dni. I ogólnie ciężko jest na przewodzie pokarmowym. Flaki lubią tylko orgunalną whisky. Przynajmniej moje ;) Jakaś dobra, za miliony monet sprawdza się super. Nawet na tak zwane trawienie ;)
Domowe wyroby - zależy kto robi i jak robi. Tutaj się nie wypowiem. Bo...
Bo najlepsza jest czysta wódka! Bez gazu, barwników, słodkich dodatków. Najłagodniej działa na chore jelita. Najlepiej popijana czystą wodą, bo jak miesza się ją z sokami czy innymi cudami to mamy efekt podobny jak przy likierach.
Chciałabym wyraźnie zaznaczyć, że nikogo nie namawiam na picie alkoholu przy chorobie jelit. Nie wspomnę już o tym, że kiedy w jelitach jest kałuża na kałuży krwi a my czujemy się jakby przejechał po nas czołg- nie ma co próbować, bo można sobie nieźle zaszkodzić. Ale w remisji, czy w tych lepszych dniach - czemu nie? No chyba, że ktoś jest abstynentem.
Jej, jak ta Klaudia dużo pije/piła! Nie, to nie jest tak do końca. Mam swoje lata, trochę imprezowałam, jak jelita siedziały cicho. Należało mi się po tym wszystkim. Ale z głową, rozsądkiem i tym wspomnieniem, jak raz na wielkim kacu pojechałam na bardzo ważną wizytę do szpitala. Nie polecam! Człowiek był młody i głupi, uczy się na błędach i takie tam... Życie. Wiecie o co chodzi :)
Nie obwiniałam siebie za kieliszek wódki, kiedy za jakiś czas zobaczyłam krew w toalecie. To tak nie działa. Na zaostrzenie składa się wiele czynników.
Zatem - Wasze zdrowie!
Komentarze
Prześlij komentarz