Przejdź do głównej zawartości

Sonda - kilka słów o tej strasznej rurce

Chciałabym trochę odczarować ten strach który pojawia się, kiedy słyszymy słowo 'sonda'. Sama za pierwszym razem byłam przerażona, bo jak coś, co jeden koniec ma w nosie, może mieć drugi w żołądku? Doskonale pamiętam jak bardzo bałam się zakładania pierwszego w życiu zgłębnika. Płakałam, krzyczałam i nie chciałam słuchać lekarzy. Bardzo długo nie chciałam zgodzić się na terapię żywieniową. Gdy mój stan zdrowia pogorszył się tak bardzo, że nie mogłam wstać ze szpitalnego łóżka, mój organizmy był wyniszczony i niedożywiony, dopiero wtedy pozwoliłam sobie założyć sondę. Dzisiaj wiem, że mogłam wcześniej podjąć decyzję o takiej formie leczenia, ponieważ przekonałam się, że można przyzwyczaić się do zgłębnika i normalnie z tym funkcjonować.

Zacznijmy od tego, że sonda nie zawsze jest zakładana tylko do żywienia. Niektóre badania (np. enterokliza) też tego wymagają. Rurkę do nosa trzeba założyć, kiedy mamy niedrożność, albo czasem po zabiegach operacyjnych. Sondę zakładają jeszcze do płukania żołądka, ale o tym nie będę się rozpisywać. 

Sonda zakładana na chwilę do badania według mnie ma swoje plusy i minusy. Plusem jest to, że jest zakładana tylko na chwilę i nie musimy pić kontrastu, który nie za dobrze smakuje a do tego jest w wielkiej ilości. Minusem na pewno jest to, że enterokliza to dość trudne badanie i lekarze robią wszystko, by się udało, dlatego czasem muszą przesunąć położenie sondy pod RTG, co może być dużo bardziej nieprzyjemne niż samo założenie sondy. Dla mnie kolejny minus to to, że sonda bardzo nam przeszkadza, odruchy wymiotne sprawiają, że mamy wrażenie, że zaraz zwymiotujemy całą rurkę. Do sondy trzeba się przyzwyczaić, co zajmuje około 3 dni. 

Sonda zakładana przy niedrożności to wyższa konieczność. Tutaj  nie ma co dyskutować czy trzeba czy nie. Trzeba i już! A jak się na nią zareaguje, to już jest sprawa naszego organizmu, bo czasem i na sondę jest już za późno. 

Chciałam napisać kilka słów o samym zakładaniu rurki. Już nieważne w jakim celu, zawsze zakładanie jest takie samo. 

Na początku jest strach, bo jak mam funkcjonować z taką rurką? Przecież to boli! A no właśnie nie boli! Myślałam, że boli. Ale po tym, jak miałam sondę zakładaną któryś raz z rzędu, to przecież myślę sobie: Klaudia, to nie boli! To jest tylko chwila nieprzyjemnego uczucia a potem będzie już tylko lepiej. I właśnie to pozytywne nastawienie jest kluczem do sukcesu :)

Nawet nie policzę ile razy miałam sondę. Ale mogę Wam dać parę dobrych rad, bo choroba Crohna wiąże się niestety z tym, że prędzej czy później jakąś rurkę założą nam do nosa. Czy to tylko do badania, czy na dłuższy czas, ale jednak trudno tego uniknąć. 
1. Uważnie słuchaj poleceń pielęgniarki lub lekarza podczas zakładania zgłębnika.
2. Poproś o znieczulenie przegrody nosowej i gardła. -już pisałam, że nie boli, ale jakoś psychicznie jest lepiej, kiedy mamy 'popsikane' gardło i nałożoną maść znieczulającą na końcówkę zgłębnika.
3. Gdy zgłębnik przejdzie już przez jamę nosową i poczujesz go w gardle, możesz poprosić o szklankę niegazowanej wody i popijać wtedy, kiedy będziesz o to proszony.
4. Zapoznaj się z budową jamy nosowej, przewodu pokarmowego – (obejrzyj atlas anatomiczny, lub skorzystaj z Internetu). Wtedy dużo łatwiej będzie Ci zrozumieć w jaki sposób zgłębnik znajdzie się w Twoim żołądku lub jelicie.
5. W dniu zakładania sondy lepiej zostań na czczo, ponieważ przy zakładaniu może pojawić się odruch wymiotny.
6. Podczas całego zabiegu bądź spokojny, nie denerwuj się, staraj się miarowo i głęboko oddychać.
7. Możesz poprosić kogoś bliskiego, aby towarzyszył Ci w trakcie zakładania zgłębnika. Dużo lepiej i raźniej połyka się rurkę, kiedy ktoś bliski trzyma Cię za rękę.

Najbardziej nieprzyjemny moment to połykanie zgłębnika. Zawsze miałam takie wrażenie, jakbym połykała nieugotowany makaron spaghetti :) 

Na koniec chcę Wam powiedzieć, że są gorsze badania i inne przykre i bolesne sytuacje, które zdarzają się w trakcie chorowania niż zakładanie sondy.

Powodzenia!



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

,,Stomia to szansa na lepsze życie'' - historia Moniki cz.I

Stomia to jest jedno z tych słów, które Pacjentom chorym na NZJ spędza sen z powiek, powoduje ataki paniki i strachu. Stomia czyli celowo wytworzone połączenia światła narządu wewnętrznego (jelita cienkiego lub grubego) ze skórą. Często jest wykonywana w celu ratowania życia, ale także jako zaplanowany zabieg, mający (mimo wszystko) poprawić komfort życia Pacjenta. Ja słowo stomia od lekarzy słyszałam często. Raz udało mi się od niej uciec, bo podczas operacji chirurdzy zrobili mi piękne zespolenie i obudziłam się bez worka na brzuchu. Teraz też uciekam od skalpela, bo wiem, że przed każdą operacją na jelitach będę musiała podpisać zgodę na wyłonienie stomii. Mam dużo wątpliwości i obaw. Jednak wiem, że prędzej czy później będę musiała podjąć tą trudną decyzję.  Monikę poznałam parę lat temu. Miałam okazję podzielić się z nią swoimi doświadczeniami z sondą i żywieniem dojelitowym. Pomoc jak zawsze działa w dwie strony, bo Monika jest jednym z założycieli Stowarzyszenia ''Zap

,,Stomia nie niesie żadnych ograniczeń'' - historia Moniki cz.II

Zapraszam do przeczytania kolejnej części bardzo ważnej rozmowy na temat stomii, pierwszą część rozmowy z Moniką i jej historię możecie przeczytać tutaj :)  Jak długo wracałaś do formy po operacji wyłonienia stomii?  Mój powrót do formy był ekspresowy. Z każdym dniem widziałam poprawę, a odczuwając fizyczną poprawę, poprawiało się także moje zdrowie psychiczne i nastawienie do stomii. Do tego stopnia szybko to następowało, że już w trzy tygodnie po operacji pojechałam na casting do jednego z seriali telewizyjnych, a miesiąc później tańczyłam – nie tylko „przytulańce” na weselu mojej przyjaciółki Ewy – też stomiczki ☺ Jak wygląda podróżowanie ze stomią?  Tak samo jak podróżowanie bez stomii. Nigdy nie spotkałam się z problemami przy odprawie na lotnisku, czy gdziekolwiek indziej. Oczywiście zawsze trzeba przy sobie mieć sprzęt na zmianę (nie dotyczy to tylko podróży, ale każdego wyjścia z domu). Zdarzyć się może wszystko, ja miałam kiedyś przygodę z kotem, który przebił mi wore

Gluten, cukier, tłuszcz i laktoza - czyli PĄCZEK :)

Dzisiaj tłusty czwartek. Tradycyjnie wszyscy jedzą pączki. Powiem Wam, że ja jakoś nie rozumiem tego fenomenu, tego przechwalania się ile to się zjadło pączków. Przecież są one dostępne w sklepach na co dzień. A wiadomo, że najzdrowszy jest umiar! Czy Crohn może jeść pączki? Tak! Sama teraz żałuję, że przez dwa lata po diagnozie odmawiałam sobie tej przyjemności, bo bałam się, jak jelita zareagują na taką ilość tłuszczu i cukru. Potem się odważyłam, ale tylko na pieczone w piekarniku i z marmoladą, oczywiście bez pestek, bo tak bezpieczniej. Smak był inny, no nie dało się oszukać :) W kolejnym roku już się odważyłam i normalny pączek, pełen glutenu, cukru, tłuszczu i laktozy mi nie zaszkodził. Nie było tak jak w moich wizjach - SOR i zaostrzenie, wręcz przeciwnie - czułam się bardzo dobrze. Niedawno też miałam taki jadłowstręt, że jedyne co mogłam jeść, na co miałam ochotę, to były pączki. Pewnie powiecie, że sobie szkodzę, że Crohn nie lubi takich składników. Powinnam według niekt