Nie, tym razem nie będzie o kupie. Chociaż też planuję taki wpis :)
Dzisiaj kupa w przenośni. Bo chcę powiedzieć trochę o innych Pacjentach, którzy dają niesamowitą siłę do życia z chorobą.
Wychodząc ze szpitala po prawie trzech miesiącach leżenia, z diagnozą nieuleczalnej choroby byłam załamana. Nic mnie nie cieszyło. Myślałam, że już nic nie będę mogła zrobić w życiu. W dziecięcym szpitalu, w którym leżałam dostałam od pielęgniarki ulotki o jakimś Stowarzyszeniu, które skupia ludzi chorujących na NZJ. Na początku jakoś bardzo się tym nie zainteresowałam, a nawet nie chciałam, bo cały czas nie wierzyłam, że jestem chora. Ale jakoś pod koniec roku zobaczyłam w szpitalu plakat informujący o Dniu Edukacji o NZJ. W programie bardzo ciekawe wykłady prowadzone przez najlepszych specjalistów w Krakowie. Wszystko organizowane było właśnie przez Towarzystwo ''J-elita''. Długo myślałam o tym, czy pojechać. Dlatego jeśli jest tutaj ktoś, kto zastanawia się czy wybrać się na jakąś akcję organizowana dla Pacjentów, to nie ma się co zastanawiać, trzeba iść i już.
Zobaczyłam grupę młodych, energicznych ludzi. Gdyby nie plakietki z napisem ''organizator'' czy ''wolontariusz'' nigdy bym nie zgadła, że oni także mają NZJ. Uśmiechnięci, zadowoleni, służyli pomocą każdemu. No tak, choroby jelit nie widać na pierwszy rzut oka.
Wróciłam z dużą dawką nowej wiedzy, która przydała mi się w dalszych latach chorowania. Byłam też trochę przerażona, widząc niektóre slajdy podczas wykładów. Niestety potem takie same obrazki obserwowałam na swoim ciele, albo na monitorze przy kolonoskopii...
Wróciłam do domu z takim powerem do działania, że wiedziałam, że muszę, albo inaczej - chcę pogodzić się z chorobą na tyle, by móc także pomagać innym Pacjentom. By tak jak kiedyś grupka uśmiechniętych ludzi dała nadzieję mi, tak samo ja chce pokazać, że z chorobą można fajnie żyć. Chciałam coś robić, chciałam jakoś pomagać.
A kolejnym takim momentem przełomowym był mój wyjazd na turnus z chorymi ludźmi. Zobaczyłam, że mimo choroby świetnie się bawią. Jedzą jabłka, lody czy kotlety. A ja mimo wyciszonych objawów bałam się spróbować takich rzeczy, bo przed oczami miałam tą nieszczęsną kartkę od dietetyka w której było napisane, że mogę jeść tylko biały chleb i biszkopty. Wróciłam naładowana pozytywną energią i taką niesamowitą nadzieją. Rozmowy z kimś, kto też ma chore jelita, albo nawet tylko wysłuchanie jego historii to dla mnie bardzo ważne. Bardzo ważne było i jest do tej pory. Niesamowicie dużo daje.
Kolejny raz załamałam się, kiedy okazało się, że żywienie dojelitowe to u mnie dłuższa perspektywa. Zupełnie przypadkowo i niespodziewanie wtedy dołączyłam do Stowarzyszenia ''Apetyt Na Życie''.
Od tej pory tak na poważnie zaczęła się moja przygoda z Pacjentami, z organizacjami pozarządowymi i organizacją opieki zdrowotnej. Daje to ogromną satysfakcję. Satysfakcję z tego, że jestem komuś potrzebna, że ktoś na mnie liczy. Daje siłę na to, by rano wstać.
W Polsce działa kilka takich organizacji pomagającym osobom chorym na NZJ. Można otrzymać czasem więcej wsparcia niż od rodziny. A osoby, które tam pracują czy to na etat czy w ramach wolontariatu, to ciepłe, sympatyczne i zawsze skore do pomocy osoby. Tworzą rodzinę, bo wiadomo, że w kupie siła!
Zapraszam Was też do odwiedzenia Zapaleńców. Grupa wspaniałych ludzi z Łodzi organizuje także spotkania edukacyjne dla chorych. Warto zostawić im lajka.
Chciałabym Was bardzo gorąco zachęcić do działania. Do pomocy w takich organizacjach. Robicie wtedy coś dobrego dla siebie i dla innych. To czasem ciężka praca, to czasem przepłakane chwile z powodu różnych smutków ale też radości. Ale satysfakcja jest gwarantowana. :)
Dzisiaj kupa w przenośni. Bo chcę powiedzieć trochę o innych Pacjentach, którzy dają niesamowitą siłę do życia z chorobą.
Wychodząc ze szpitala po prawie trzech miesiącach leżenia, z diagnozą nieuleczalnej choroby byłam załamana. Nic mnie nie cieszyło. Myślałam, że już nic nie będę mogła zrobić w życiu. W dziecięcym szpitalu, w którym leżałam dostałam od pielęgniarki ulotki o jakimś Stowarzyszeniu, które skupia ludzi chorujących na NZJ. Na początku jakoś bardzo się tym nie zainteresowałam, a nawet nie chciałam, bo cały czas nie wierzyłam, że jestem chora. Ale jakoś pod koniec roku zobaczyłam w szpitalu plakat informujący o Dniu Edukacji o NZJ. W programie bardzo ciekawe wykłady prowadzone przez najlepszych specjalistów w Krakowie. Wszystko organizowane było właśnie przez Towarzystwo ''J-elita''. Długo myślałam o tym, czy pojechać. Dlatego jeśli jest tutaj ktoś, kto zastanawia się czy wybrać się na jakąś akcję organizowana dla Pacjentów, to nie ma się co zastanawiać, trzeba iść i już.
Zobaczyłam grupę młodych, energicznych ludzi. Gdyby nie plakietki z napisem ''organizator'' czy ''wolontariusz'' nigdy bym nie zgadła, że oni także mają NZJ. Uśmiechnięci, zadowoleni, służyli pomocą każdemu. No tak, choroby jelit nie widać na pierwszy rzut oka.
Wróciłam z dużą dawką nowej wiedzy, która przydała mi się w dalszych latach chorowania. Byłam też trochę przerażona, widząc niektóre slajdy podczas wykładów. Niestety potem takie same obrazki obserwowałam na swoim ciele, albo na monitorze przy kolonoskopii...
Wróciłam do domu z takim powerem do działania, że wiedziałam, że muszę, albo inaczej - chcę pogodzić się z chorobą na tyle, by móc także pomagać innym Pacjentom. By tak jak kiedyś grupka uśmiechniętych ludzi dała nadzieję mi, tak samo ja chce pokazać, że z chorobą można fajnie żyć. Chciałam coś robić, chciałam jakoś pomagać.
A kolejnym takim momentem przełomowym był mój wyjazd na turnus z chorymi ludźmi. Zobaczyłam, że mimo choroby świetnie się bawią. Jedzą jabłka, lody czy kotlety. A ja mimo wyciszonych objawów bałam się spróbować takich rzeczy, bo przed oczami miałam tą nieszczęsną kartkę od dietetyka w której było napisane, że mogę jeść tylko biały chleb i biszkopty. Wróciłam naładowana pozytywną energią i taką niesamowitą nadzieją. Rozmowy z kimś, kto też ma chore jelita, albo nawet tylko wysłuchanie jego historii to dla mnie bardzo ważne. Bardzo ważne było i jest do tej pory. Niesamowicie dużo daje.
Kolejny raz załamałam się, kiedy okazało się, że żywienie dojelitowe to u mnie dłuższa perspektywa. Zupełnie przypadkowo i niespodziewanie wtedy dołączyłam do Stowarzyszenia ''Apetyt Na Życie''.
Od tej pory tak na poważnie zaczęła się moja przygoda z Pacjentami, z organizacjami pozarządowymi i organizacją opieki zdrowotnej. Daje to ogromną satysfakcję. Satysfakcję z tego, że jestem komuś potrzebna, że ktoś na mnie liczy. Daje siłę na to, by rano wstać.
W Polsce działa kilka takich organizacji pomagającym osobom chorym na NZJ. Można otrzymać czasem więcej wsparcia niż od rodziny. A osoby, które tam pracują czy to na etat czy w ramach wolontariatu, to ciepłe, sympatyczne i zawsze skore do pomocy osoby. Tworzą rodzinę, bo wiadomo, że w kupie siła!
Zapraszam Was też do odwiedzenia Zapaleńców. Grupa wspaniałych ludzi z Łodzi organizuje także spotkania edukacyjne dla chorych. Warto zostawić im lajka.
Chciałabym Was bardzo gorąco zachęcić do działania. Do pomocy w takich organizacjach. Robicie wtedy coś dobrego dla siebie i dla innych. To czasem ciężka praca, to czasem przepłakane chwile z powodu różnych smutków ale też radości. Ale satysfakcja jest gwarantowana. :)
Komentarze
Prześlij komentarz