Nie wiem. Może jest taki moment. Może ten moment jest wtedy, gdy jesteśmy już starsi. Mamy dzieci, wnuki, rodzinę. Przeżyliśmy fajne, ciekawe chwile. Przecież chorują ludzie starsi. Szpital jest pełen babć, dziadków. Taka jest kolej rzeczy?
Nie zawsze... Są przecież choroby przewlekłe, wypadki. Do szpitala trafiają dzieci, młodzi ludzie. Trafią, wyzdrowieją i życie toczy się dalej. Z nami jest trochę inaczej...
Mówi się, że im później się zachoruje, tym łagodniejszy przebieg. Coś w tym jest. Ja zachorowałam w okresie dorastania. Do szalejącego stanu zapalnego doszła burza hormonów, która nie sprzyjała zdrowieniu. Widziałam kilkumiesięczne dzieci na oddziale, które miały zdiagnozowane NZJ. Pojawia się pytanie co dalej, przecież przed nimi całe życie. A dostępnych leków jest bardzo mało, wszystko zależy od tego, kiedy ta pula się wyczerpie. Zależy to wszystko też od organizmu... Nie wiem. Wiem natomiast, że wolałabym zachorować później...
Z chorobą jest ciężko. Z chorobą musiałam kończyć szkołę. Ze studiami mi się jeszcze nie udało. Ominęło mnie wiele fajnych chwil. Nie chodziłam na imprezy, na dyskoteki, na spotkania ze znajomymi. Przecież ten czas dorastania ma być najpiękniejszy w życiu. Mój był piekłem. Mój był czasem tłumaczenia się rówieśnikom dlaczego moja twarz wygląda jak chomik, dlaczego mam wąsy, dlaczego tak często boli mnie brzuch i dlaczego nie mogę pewnych rzeczy zjeść. Mój był czasem spędzonym w szpitalu, gdzie widziałam łzy, ból, śmierć. Mój był czasem, który spędzałam z lekarzami i pielęgniarkami. Nie paliłam papierosów i nie piłam wina. Zamiast tego miałam kroplówki i najlepsze dragi. Nie mam blizn po rozbitych kolanach, mam za to zrosty w żyłach, większe niż nie jeden narkoman i pocięty brzuch. Zamiast myśleć w co się ubiorę, ja myślałam o tym kiedy w końcu skończy się to szpitalowanie.
I tak sobie myślę, że przed sobą mam całe życie. Myślę, że z chorobą nie będzie łatwo założyć rodzinę, stworzyć dom, znaleźć pracę. Nie jest łatwo żyć teraz, a co będzie później? Nie jestem pewna, że chcę kogoś obarczać moją chorobą. Boli mnie myśl, że ktoś będzie musiał się mną czasem opiekować. Boli mnie myśl, że moje dzieci też mogą zachorować.
I wiem, że gdybym zachorowała 20 lat później, kiedy będę mieć już rodzinę i ułożone życie - byłoby mi łatwiej. Może Ty myślisz inaczej i zaraz przeczytam wiadomość ''Klaudia, coś Ty tam powypisywała?''.
Wiem, że wtedy nie ominęłoby mnie tyle fantastycznych rzeczy. Rzeczy tak naprawdę potrzebnych do zdrowego rozwoju. Kontakt z rówieśnikami, takie poznawanie życia, uczenie się jak postępować w niektórych sytuacjach. Na pewno wszystko działoby się w swoim czasie. Za to ja miałam przyśpieszony kurs dorastania.
Nie zawsze... Są przecież choroby przewlekłe, wypadki. Do szpitala trafiają dzieci, młodzi ludzie. Trafią, wyzdrowieją i życie toczy się dalej. Z nami jest trochę inaczej...
Mówi się, że im później się zachoruje, tym łagodniejszy przebieg. Coś w tym jest. Ja zachorowałam w okresie dorastania. Do szalejącego stanu zapalnego doszła burza hormonów, która nie sprzyjała zdrowieniu. Widziałam kilkumiesięczne dzieci na oddziale, które miały zdiagnozowane NZJ. Pojawia się pytanie co dalej, przecież przed nimi całe życie. A dostępnych leków jest bardzo mało, wszystko zależy od tego, kiedy ta pula się wyczerpie. Zależy to wszystko też od organizmu... Nie wiem. Wiem natomiast, że wolałabym zachorować później...
Z chorobą jest ciężko. Z chorobą musiałam kończyć szkołę. Ze studiami mi się jeszcze nie udało. Ominęło mnie wiele fajnych chwil. Nie chodziłam na imprezy, na dyskoteki, na spotkania ze znajomymi. Przecież ten czas dorastania ma być najpiękniejszy w życiu. Mój był piekłem. Mój był czasem tłumaczenia się rówieśnikom dlaczego moja twarz wygląda jak chomik, dlaczego mam wąsy, dlaczego tak często boli mnie brzuch i dlaczego nie mogę pewnych rzeczy zjeść. Mój był czasem spędzonym w szpitalu, gdzie widziałam łzy, ból, śmierć. Mój był czasem, który spędzałam z lekarzami i pielęgniarkami. Nie paliłam papierosów i nie piłam wina. Zamiast tego miałam kroplówki i najlepsze dragi. Nie mam blizn po rozbitych kolanach, mam za to zrosty w żyłach, większe niż nie jeden narkoman i pocięty brzuch. Zamiast myśleć w co się ubiorę, ja myślałam o tym kiedy w końcu skończy się to szpitalowanie.
I tak sobie myślę, że przed sobą mam całe życie. Myślę, że z chorobą nie będzie łatwo założyć rodzinę, stworzyć dom, znaleźć pracę. Nie jest łatwo żyć teraz, a co będzie później? Nie jestem pewna, że chcę kogoś obarczać moją chorobą. Boli mnie myśl, że ktoś będzie musiał się mną czasem opiekować. Boli mnie myśl, że moje dzieci też mogą zachorować.
I wiem, że gdybym zachorowała 20 lat później, kiedy będę mieć już rodzinę i ułożone życie - byłoby mi łatwiej. Może Ty myślisz inaczej i zaraz przeczytam wiadomość ''Klaudia, coś Ty tam powypisywała?''.
Wiem, że wtedy nie ominęłoby mnie tyle fantastycznych rzeczy. Rzeczy tak naprawdę potrzebnych do zdrowego rozwoju. Kontakt z rówieśnikami, takie poznawanie życia, uczenie się jak postępować w niektórych sytuacjach. Na pewno wszystko działoby się w swoim czasie. Za to ja miałam przyśpieszony kurs dorastania.
Komentarze
Prześlij komentarz